head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

kredo Nachtweya, fotografa wojennego

Dwie rzeczy ostatnio zbiegły się w czasie. W weekend obejrzałem ponownie – teraz wspólnie z Paulinką – dokument Christiana Freia o Jamesie Nachtweyu Fotograf wojenny. A potem rzuciłem okiem na wpis Marcina Szymczaka Misja fotografa.

Nie zabieram głosu w kontrowersji dotyczącej zawodu fotoreportera wojennego: czy fotografowanie nieszczęścia powinno się finansowo opłacać?

Poniekąd jest to nierozstrzygalny spór dokąd fotoreporter będzie musiał płacić za bilet, aby dojechać na miejsce lub zwyczajnie z czegoś żyć.

Dlatego wolę podrzucić przekład wyznania wiary Jamesa Nachtweya – osoby częściwo odpowiedzialnej za ogromne zainteresowanie, jakie wywołują zdjęcia konfliktów wojennych – lub ogólnie: fotografie ludzi w skrajnych sytuacjach.

Najpierw próbka materiału fotograficznego Nachtweya:

Poniżej mój przekład kredo Nachtweya:

Był rok 1985. James Nachtwey miał 36 lat, kiedy napisał poniższy tekst: swoje wyznanie wiary jako fotografa wojennego. Wkrótce potem Nachtweya przyjęto do prestiżowej agencji fotograficznej Magnum.

Dlaczego fotografuję wojnę?

Wojny toczono od zawsze. Współcześnie przez świat nadal przetaczają się konflikty zbrojne. Jest mała szansa, że w przyszłości wojen nie będzie. Wraz z postępem ludzkiej cywilizacji, metody zabijania naszych braci stawały się coraz skuteczniejsze, bardziej okrutne i wyniszczające.

Czy przy pomocy fotografii można wyeliminować jakieś istniejące od zarania zachowanie człowieka? Nierównowaga tych dwóch dziedzin jest uderzająca. Jednak ta idea mnie inspiruje. Dla mnie siła fotografii leży w zdolności do ujawniania naszych ludzkich odruchów. Jeżeli wojna jest próbą zanegowania humanitaryzmu, to fotografię można postrzegać jako przeciwieństwo wojny – jeśli fotografię użyje się odpowiednio, to stanie się ona istotnym składnikiem antidotum przeciw wojnie.

W pewnym sensie, jeśli ktoś udaje się do strefy konfliktu, aby opowiedzieć reszcie świata, co widzi, to jest to metoda negocjacji pokojowych. Być może właśnie dlatego siły sterujące konfliktami tak bardzo nie chcą dopuszczać fotografów do regionów ogarniętych wojną.

Gdyby każdy mógł choć raz zobaczyć na własne oczy, co biały fosfor może zrobić z twarzą dziecka, lub doświadczyć niewymownego bólu po trafiniu kulą lub też zobaczyć jak stalowy szrapnel odcina komuś nogę – gdyby każdy mógł poczuć ten strach lub rozpacz choć jeden raz, to wtedy jasną pojęlibyśmy, że nie można pozwolić, aby komukolwiek stały się takie rzeczy. Jednak wszyscy nie mogą tego doświadczyć, dlatego wysyła się tam fotografów – żeby ich zdjęcia poruszyły widzów i przybliżyły koniec wojny. Zdjęcia muszą być na tyle mocne, aby przebić się przez szum współczesnych mediów i wytrącić ludzi z ich obojętności. Takie zdjęcia mogą przyczynić się do powstawania innych protestów przeciw wojnie.

Najgorszą rzeczą dla mnie jest poczucie, iż zarabiam na czyjejś tragedii. Taka myśl mnie prześladuje. Muszę się liczyć z tym, że jeśli kiedykolwiek zastąpię szczere współczucie pogonią za realizacją własnych ambicji, uszczerbek poniesie moja dusza. Innej drogi nie ma, o ile mam poczuwać się do odpowiedzialności względem fotografowanych ludzi. Samo skierowanie aparatu przez outsidera jakim jestem na innych ludzi już może być naruszeniem zasad humanizmu. Jedyna metoda usprawiedliwienia mojej działalności to odczuwanie szacunku wobec cudzego położenia. Dopóki tak się dzieje, jestem akceptowany przez innych i dopóty sam akceptuję siebie.

James Nachtwey

ps.

Oto James Nachtwey został laureatem Pokojowej Nagrody Drezna. Laudację ku czci nagrodzonego wygłosił nie kto inny, jak Wim Wenders – http://u.42.pl/2HYr

http://lightbox.time.com/

kiedy wiosna? arrow-right
Next post

arrow-left Obywatel Milk: nowa recenzja
Previous post

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *