head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Lektor kontra napisy

Trwa sezon ogórkowy. To oczywiste. jednak w tym nawale niby-wiadomości letnio-wakacyjnych zdarzają się fragmenty dość ważkie. Takim tematem jest od czasu do czasu wracająca kontrowersja wokół technologii podawania polskiej wersji obcojęzycznych filmów i programów. Czyli spór lektor kontra napisy – lub w wersji odrobinę skrajniejszej: dubbing kontra napisy.

Z mojego subiektywnego punktu widzenia białego, mięsożernego, heteroseksualnego, dobrze wykształconego i dającego sobie radę z j.angielskim czterdziestoparoletniego mężczyzny spór o którym mowa ma jedną zaletę: nie narusza staus quo – różne gadające głowy sobie gadają, a w temacie (prawie) nic się nie zmienia.
Ale pewnego pięknego poranka może się to zmienić.
Oby się nie zmieniło!

Ostatnio trafiłem na wypowiedź Bogusława Chraboty, który całkiem sprawnie zbiera argumenty przeciwko napisom.
Główna ich myśl sprowadza się do tego, że wprowadzenie napisów ograniczy dostęponość oferty publicznych nadawców. I to zapewne prawda:


Nakazująca stosowanie polskich napisów regulacja ustawowa w sposób elementarny ograniczałaby dostępność treści przekazu dla tych, którzy z różnych przyczyn tego języka nie znają i nigdy nie poznają. Mam tu na myśli głównie ludzi starszych, którym PRL nie dał szansy nauczenia się angielskiego za młodu, a dziś, ze względu na pewne ograniczenia wiekowe (słabszy wzrok, mniejsza koncentracja) nie są w stanie przyswoić tekstu pisanego.

I to jest prawda. Wystarczy nawet pobieżnie przyjrzeć się naszemu otoczeniu – ludzie zwyczajnie są przyzwyczajeni i jest to najwygodniejsze – ludzie nie lubią napisów. W szczególności (ale nie wyłącznie!) dotyczy to osób starszych. Skoro nawyki są takie, jakie są – czyli lektor, którego głos dominuje nad warstwą oryginalnego dźwięku – więc po co to zmieniać?
W imię ideologii jakiejś zamordystycznej edukacji?
Słowo edukacja wydaje się tu nie na miejscu, bo inna jest percepcja materiału edukacyjnego na kursie językowym – tu napisy są bardzo dobre – a inna w czasie filmu rozrywkowego lub dokumentu. Na kursie językowym aktorzy mówią tak, aby dostosować się do kursantów – początkujących, zaawansowanych etc. i napisy pojawiają się np. wolniej lub szybciej. W tiwi nic takiego nie może mieć miejsca: stopień znajomości (także zerowy!) języka obcego u potencjalnego odbiorcy jest ignorowany. Zatem regułą będzie, że w filmie rozrywkowym konwersacja będzie za szybka lub będą w niej padały specjalistyczne/środowiskowe terminy.
Zatem wartość edukacyjna w zasadzie żadna.
Zwróćmy uwagę, że rzekoma wartość edukacyjna podnoszona jest przez osoby, które już znają angielski w stopniu co najmniej płynnym.

Bardzo ważna sprawa to pomysł, aby wymóg robienia napisów wprowadzić drogą ustawy. Aby zrobić to odgórnie i politycznie, a nie na bazie nawyków widzów lub ich swobodnego wyboru. To jakiś rodzaj zamordyzmu i komunizmu. Ponownie zgadzam się z sugestią Chraboty: obecność napisów lub lektora powinien ustalać odbiorca – jeśli chce dany program oglądać z napisami lub z lektorem: niech ma taką opcję. Wtedy rynek i obyczaje znajdą optymalne wyjście. Zrobienie tego ustawowo – co wiąże się z kosztami (patrz niżej), będzie faworyzować bogate telewizje (tu: zapewne głównie TVP).

Inna kwestia podnoszona przez Chrabotę, to wysokie koszty nakładania napisów – wyższe niż cena nałożenia lektora.

Inną sprawą jest zasadniczy problem techniczny, jaki mają nadawcy z przygotowaniem tekstu pisanego na potrzeby emisji obcojęzycznych filmów i seriali. Dotychczasowa technika wgrywania przygotowanego uprzednio tekstu na taśmę emisyjną jest długotrwała i kosztowna. Żaden nadawca nie jest przygotowany na to technicznie. Co więcej, cyrkulacja taśm emisyjnych na drodze: dystrybutor – nadawca – obróbka tekstowa uległaby takiemu wyhamowaniu, że groziłaby ciągłości procesów emisyjnych. Zastosowanie innych technik, takich, jak choćby podawanie równoległego do emisji tekst on-line, nigdzie na świecie nie jest jeszcze ani rutynowo stosowane, ani dostatecznie przetestowane. Prócz aspektów technicznych, ważne są również ekonomiczne. Przygotowanie wersji językowej w wersji tekstu pisanego jest znacznie bardziej kosztowne, niż lektor. Na taki wysiłek stać byłoby pewnie tylko wielkich nadawców. Mniejsi nie mieliby szans na poradzenie sobie z tym problemem.

Jeden argument zwolenników wprowadzenia napisów wydaje mi się ciekawy: że napisy to idealne rozwiązanie dla głuchoniemych. Zdecydowanie jest za mało programów z lektorem języka migowego. Słusznie – zatem należy oczekiwać od ustawodawcy wprowadzania np. korzystnych rozwiązań promujących wprowadzanie takiego lektora! Może jakieś ulgi podatkowe lub ekwiwalent takich działań – zamiast odgórnego obowiązku zglajszachtowania i wprowadzenia en bloc napisów.

I na koniec jedno mnie jeszcze zastanawia: dlaczego w debatach związanych z tą kontrowersją mówi się wyłącznie o programach (i odbiorcach) w języku angielskim? Czyżby nadawcy publiczni nie nadawali programów w innych językach? Ale oczywiście cały nasz kochany naród ma być – na koniec – narodem poliglotów, prawda?
Co do eksperymentów: naście lat temu TVP wprowadziła specjalne pasmo z programami, które miały tylko napisy. Właśnie pod zaszczytnymi hasłami edukowania szarej masy konsumentów szklanego ekranu. Pamietam, że zrealizowano emisję cyklu najbardziej prestiżowych przedstawień sztuk Szekspira. No bo jak edukować, to edukować…! Całe przedsięwzięcie nie przetrwało bodaj dwóch miesięcy i TVP już nie wróciła do tego pomysłu.

projekt 888 arrow-right
Next post

arrow-left wojsko wzywa
Previous post

  • CoSTa

    6 sierpnia 2008 at 20:11 | Odpowiedz

    Całe to rozważanie jest średnio sensowne. Cyfryzacja powszechna najzwyczajniej wymusi to, co już jest obecne w platformach cyfrowych: udostępnianie kilku ścieżek językowych i napisów takoż w kilku językach dla każdego filmu. I tyle w temacie sporu – ten skończy się powszechną możliwością wybrania sobie co komu miłe.

  • byte

    7 sierpnia 2008 at 8:43 | Odpowiedz

    A całą sprawę rozwiązałaby transmisja cyfrowa. Canal+ od lat ma opcję przełączania się między lektorem a napisami. Finansowo sobie radzą.

  • byte

    7 sierpnia 2008 at 8:44 | Odpowiedz

    O, nie zauważyłem, że CoSTa napisał to samo, tylko wcześniej.

  • empiryk

    7 sierpnia 2008 at 9:33 | Odpowiedz

    Koledzy – jedna uwaga: cyfryzacja to pieśń przyszłości – do 2015 roku jeszcze trochę pozostało. A jak widać z przykładów cyfryzacji w USA i np. w UK, to jest to proces bolesny i długotrwały.
    Jednak co do zasady, to się zgadzam – cyfryzacja dałaby doskonałe podstawy, aby widz prze telewizorem mógł wybrać. A to byłoby najlepsze.

  • CoSTa

    8 sierpnia 2008 at 11:28 | Odpowiedz

    Pieśń przyszłości? Największy dostawca kabla w Poznaniu dostarcza już tylko cyfrę a dotychczasowych użytkowników pogania na przeskoczenie na dekodery cyfrowe (i to dosłownie pogania – sam dostałem takie pisemko :)). Za chwilę mają uruchomić VODa i kilka innych usług. Doszło do tego, że cholerne radio, które do tej pory szło analogowo po kablu, wrzucili w cyfrę i dziękuję bardzo, mogę se co najwyżej dekoder do wieży podłączyć (nie to, żebym radia namiętnie słuchał).

    Krzychu, to żadna pieśń przyszłości :)

  • brukselka

    31 października 2008 at 20:44 | Odpowiedz

    A ja trochę z innej beczki: dlaczego Polacy tak ślepo gonią za tym językiem angielskim?? Owszem, jest to język, który w obecnych czasach znać wypada. Ale czy wszyscy muszą go znać?? A może nie wszyscy mają ochotę się go uczyć? Nie można więc wszystkich zmusić do uczenia się go. Na pewno jestem w stu procentach przeciwna całkowitemu wyeliminowaniu lektora. BTW: nie zgadzam się absolutnie z opinią, że lektor uniemożliwia naukę języka. Mając jakieś 12-13 lat, oglądałam sporo brazylijskich telenowel czytanych przez lektora i w ten sposób nauczyłam się może nie mówić, ale w dużej mierze rozumieć język, którym posługiwały się ich postacie. Także w sporze lektor-napisy, zdecydowanie broniłabym lektora.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *