head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

najgorsze wakacje

Właśnie kończę prawdopodobnie najgorsze wakacje w moim życiu. Długo i z wytęsknieniem oczekiwałem tego letniego urlopu. Chciałem zwyczajnie podładować akumulatory. Potrzebowałem tego. Być może znacie ten stan, kiedy czujecie, iż po prostu musicie odciąć się od tego, co na co dzień was otacza. Złożyłem wniosek, został przyjęty.

A tymczasem…

Z dnia na dzień, jak zacząłem się urlopować – pełen ambitnych planów – znów miałem ostry atak korzonków. Pierwszego dnia wymarzonego urlopu wylądowałem u mojej lekarki i dostałem serię dziesięciu podwójnych (i potrójnych) zastrzyków. Jedyne, co mi w tym pomagało, to nadzieja, że rzeczywiście postawi mnie to na nogi. Niestety tak się nie stało. Po serii ponad dwudziestu iniekcji mam ból w krzyżu i bolesne zrosty na obydwu pośladkach. Owszem, ból to tylko jakieś 5% tego, co było dwa tygodnie temu, ale skutecznie daje mi się to we znaki podczas siedzenia. Nie wygląda to dobrze. Nie chcę trafić do neurologa. Desperacko wierzę, że sprawa rozejdzie się po kościach… Zamiast fajnego, spokojnego urlopu z rodziną, miałem codzienne zastrzyki i wiele godzin leżenia, a ból nie pozwalał mi myśleć o niczym innym poza moją cholerną przypadłością. Wszystko to tym bardziej mnie dobiło, iż mija blisko dwa lata od ostatniego ataku i to dawało mi nadzieję, że okres dwóch lat jeszcze uda się wydłużyć!

A żeby było lepiej, równocześnie ze mną atak korzonków przeżywała Najlepsza Z Moich Żon! Oboje braliśmy te same zastrzyki. Wypisując nam recepty i zlecenia, szanowna pani doktór optymistycznie oznajmiła: przynajmniej koszty dojazdów będziecie państwo mieli niższe, bo razem sobie przyjedziecie na zastrzyki

Ech …

Miles Davies, zdjęcie Louis D.Harpera arrow-right
Next post

arrow-left zdjęcia tygodnia: Izzard Sean
Previous post

  • zorro

    24 lipca 2013 at 9:24 | Odpowiedz

    Myślę, że zastrzyki ładowane w siebie jak w bęben to nie najlepszy pomysł. Przez wiele lat co jakiś czas też dostawałem tzw. postrzału. Wreszcie po ostatniej nieudanej akcji zastrzykowej poszedłem na prześwietlenie kręgosłupa, które wykazało pewne przesunięcia kręgów (bo siedzący tryb życia). Zdesperowany udałem się wtedy do masażysty (oczywiście wszystko prywatnie, na publiczne masaże nie ma co liczyć w bliżej określonym czasie), który już na pierwszym masażu tak mną szarpnął, że wszystkie kręgi wskoczyły na swoje miejsce. Po 4 masażach byłem jak nowo narodzony. Do chwili obecnej na nic nie narzekam, ale oczywiście dbam o siebie, poprzez codzienne intensywne przechadzki po okolicy. Radzę Ci zrobić to samo.
    Z drugiej strony możesz sobie już teraz zaplanować porządne wakacje za rok np. nad normalnym ciepłym morzem. Wydatek niewiele wyższy niż spędzanie w Polsce paskudnych i zimnych wakacji, a korzyści psychiczne ogromne. Pomyśl o tym.

  • Krzysztof Kudłacik

    25 lipca 2013 at 12:43 | Odpowiedz

    Jeśli znajdę dobrego masażystę, to serio się zastanowię nad masażami. Ale muszę poczekać z tym do osiągnięcia stanu używalności – na chwilę obecną to jeszcze nie to. Niestety. Co do aktywności fizycznej – Irku: ja średnio cztery godziny w tygodniu spędzam na treningach badmintona, więc mi jej nie brakuje. Jednak i tak muszę dołożyć wizyty na basenie – raz lub dwa w tygodniu. Za tym ostatnim zacznę się rozglądać za tydzień.

    • zorro

      25 lipca 2013 at 14:08 | Odpowiedz

      Ja preferuję po półtorej godziny dziennie szybkiego marszu. Basen to rzeczywiście świetny pomysł na problemy z kręgosłupem. Nie ma co ukrywać, latka lecą, mamy już niestety bliżej niż dalej. Trzeba wreszcie zadbać o siebie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *