head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

dziwne lektury

Jakiś czas temu wzięło mnie na dziwne lektury. Dziwne w tym sensie, że z braku czasu biorę do ręki naprzemiennie albo jakieś proste, popularne, dziełka rozrywkowe, albo umiarkowanej wielkości popularnonaukowe. Tymczasem niedawno skończyłem pierwszy tom monumentalnego dzieła Mircea Eliadego Historia wierzeń i idei religijnych. A zupełnie niedawno zabrałem się radośnie do lektury pamiętników: Dzienników Stefana Kisielewskiego (!). Nigdy dotąd nie czułem pociągu, czy jakiegokolwiek zainteresowania do literatury pamiętnikarskiej. Dzienniki Kisiela to pierwszy pamiętnik, jaki w życiu przeczytałem (ściślej: aktualnie czytam).

Jak dotąd żyłem w przekonaniu, że pamiętniki to produkty nudne, bez jasnych tez i bez fabuły – takie sobie opowiadanie o sobie i swoich dziełach. Tymczasem Kisiel stworzył opasłe (950 stron!) tomiszcze, które ja osobiście czytam z niezwykłym zajęciem i zainteresowaniem.
Jest kilka powodów mojego zainteresowania. Po pierwsze – chciałem skonfrontować to, co o Kisielu i jego Dziennikach napisał Łysiak w Salon: Rzeczpospolita kłamców. Po drugie – chciałem odświeżyć i utrwalić sobie postawę jednego z najważniejszych konserwatywnych myślicieli w Polsce. W szczególności, że Kisielewski pisał w okresie komunizmu, w PRLu (pamiętnik zaczyna się tuż po marcu 1968). Zatem to, co pisze i o czym pisze autor znam poniekąd z autopsji.

Z książki Kisiela można jak z rękawa sypać różnymi cytatami, myślami, spostrzeżeniami. Ale wezmę coś, co przeczytałem akurat wczoraj. Passus wydał mi się bardzo na miejscu odnośnie współczesnej sytuacji Polski – w szczególności jej relacji z Niemcami i Rosją. Przywołam też świeży incydent z pomówieniem Polski przez rosyjską prasę w kwestii rzekomej likwidacji rosyjskiej ekspozycji w muzeum obozu koncentracyjnego w Auschwitz-Birkenau.
Kisielewski w przywoływanym fragmencie zastanawia się nad tym, jak poprzez propagandowe kłamstwa można skutecznie wymazać z ludzkiej pamięci najczarniejsze zbrodnie. Oto cytat:

Wiedzą o tym dobrze bolszewicy, mistrzowie w ustawianiu i regulowaniu przeszłości, w przemienianiu minionych faktów. A przecież prócz wywiezienia do Rosji półtora miliona ludzi (…) prócz mordów w Katyniu i na Morzu Białym, bolszewicy w 1941, wycofując się przed Niemcami, rozstrzelali wszystkich więźniów, jakich akurat mieli w więzieniach, nie wchodząc w to, czy polityczni, czy jacykolwiek. Liczba ich nie jest znana, nikt rzecz prosta nie ma ani chęci, ani możliwości jej ustalenia. O ile Niemcy w końcu wyrażają dziś taką czy inną skruchę za popełnione zbrodnie, o tyle Rosjanie nie tylko nie wyrażają skruchy, lecz w ogóle nie uznają swych zbrodni za fakty – a świat przyjmuje to, także małoduszny świat zachodni, który chce mieć spokój i dobre stosunki z Rosjanami, a o zabitych gdzieś tam Polaków troszczy się tyle co pies o piątą nogę. Zbrodnia wymaga reklamy, zwłaszcza zbrodnia dokonana dawno – a tu reklamy nie ma, wręcz przeciwnie.

Podkreślenia moje. Cytat za S.Kisielewski, Dzienniki, 1996, s.434, notka z 25.07.1970. Ja mam wrażenie, że przez 37 lat które minęły od napisania tych słów przez Kisielewskiego, tak naprawdę niewiele się zmieniło.

Drugą dziwną lekturą, która mi się zaczęła w czasie ostatniej choroby jest także cegłówka – Rewolucja Rosyjska Richarda Pipesa. Kupiłem tę książkę trzynaście lat temu i teraz nadszedł jej czas. Pipes należy do elity historyków – specjalizuje się w sowietologii. Chyba po raz pierwszy spotkałem się z jego nazwiskiem u Leszka Kołakowskiego – bodaj w Głównych nurtach marksizmu. Potem wzmiankował go także Ojciec J.M.Bocheński. Teraz uznałem, że warto poznać tezy Pipesa z pierwszej ręki.

Rewolucja Rosyjska to wspaniała i trudna zarazem lektura. Pod wieloma względami jest na przeciwnym biegunie niż na przykład dzieła popularnego w Polsce N.Daviesa. Pipes nie jest łatwym popularyzatorem – jest akademickim erudytą, który preferuje analityczne podejście – Davies syntetyzuje i uogólnia. Stąd wymagania wobec czytelnika, które stawia autor Rewolucji Rosyjskiejwysokie.

Pisarstwo Pipesa ma też inną cechę, którą uwielbiam. On unika łatwych i narzucających się oczywistych tez. Pokazuje niemal w każdej sytuacji wielość możliwych scenariuszy i opinii. Podważa popularne obiegowe poglądy (np. odnośnie rządów Stołypina). Umie wybornie i przekonująco pokazać, jak często zdarzenia błahe i pozornie nieistotne osiągają niebywały wpływ na losy narodów.
W książce o której mowa, Pipes pokazał te walory w pełni. Choćby na przykładzie przyczyn i wybuchu rewolucji lutowej 1917 r. – której można było łatwo uniknąć, gdyby tylko zapewnić dostateczne zaopatrzenie w żywność wielkich miast (tu: Piotrogrodu i Moskwy). Ironia losu.

Pipies wybornie rysuje w swojej książce obraz mentalności poszczególnych warstw społecznych Rosji przełomu XIX i XX wieku. Szczególnie zwraca uwagę analiza wsi rosyjskiej i jej na wskroś azjatyckiej (lub jak kto woli: wielkoruskiej) postawy wobec prawa, własności prywatnej i władzy. Skrótowo: prawo sprowadzało się w oczach chłopa wyłącznie do carskich ukazów. Rozumiano je jako jednorazowe decyzje woli władzy. Woli niczym nie skrępowanej. Jeśli przykładowo car wydał w danym roku ukaz o płaceniu podatków, to były płacone, ale tylko w tym roku. Nikomu nie przychodziło do głowy, że prawo obowiązuje także w następnym i kolejnych latach – oczekiwano nowego ukazu. Własność prywatna istniała głównie w postaci własności obszarniczej, wsie i chłopi posiadali w przeważającej części własność wspólnotową. Jedna z podstawowych reform Stołypina – nadanie chłopom ziemi – nie powiodła się, bo władza chciała nadawać ziemię na własność konkretnym chłopom, a wieś oczekiwała, iż ziemia przypadnie wspólnotom gminnym. Podobnie było w przypadku metody podejmowania decyzji. bezwzględnie obowiązywała metoda jednomyślnego konsensusu – nie tolerowano głosowania większością lub wyłamania się z grupy.

No cóż … polecam. Szczerze polecam wam te książki.

Brzechwa, Gradowski, Kleks i nie tylko homoseksualizm arrow-right
Next post

arrow-left wpis dla dorosłych
Previous post

  • z plivy

    4 kwietnia 2007 at 12:01 | Odpowiedz

    Co do Pipesa, to polecam lekturę ciekawego artykułu:)
    http://miasta.gazeta.pl/kat
    no i lekturę Rosji Bolszewików, wydanej kilka lat temu. Poświęca tam więcej miejsca nie genezie rewolucji, lecz właściwym rządom pierwszego pokolenia bolszewików.

    Odnośnie Kisiela miło wspominam jego lekko cyniczne podejście do kwestii wejścia Armii Czerwonej do Czechosłowacji. Napisał coś w rodzaju: "no to jestem dłużny komuś tam butelkę dobrego whiskacza, bo się założyłem, że do interwencji nie dojdzie" (oczywiście cytuję z pamięci i pewnie coś tam poprzekręcałem).
    Pokazuje to, że pamiętniki pisał w sposób szczery, nie po to, żeby być postrzegany jako wielka postać. Niestety nie jest to częste podejście do spisywania swoich losów. Dlatego też dalsze lektury pamiętników, dzienników itd. mogą być już dla Ciebie mniej interesujące.

  • empiryk

    4 kwietnia 2007 at 15:11 | Odpowiedz

    Zgadza się – Kisiel napisał tak właśnie o inwazji Czechosłowacji. Mnie też ujmuje jego szczerość i właśnie dystans, bo to chyba cynizm nie był.
    Co do pozostałej trylogii Pipesa, to niestety nie mam obecnie kasy, żeby kupić te książki – a wierz mi: kuszą mnie jak diabli.

  • Vroobelek

    4 kwietnia 2007 at 21:35 | Odpowiedz

    Jeśli lubisz Kisiela (dla mnie przyznam, Dzienniki były trochę przyciężkie, doszedłem do 1/3 chyba…) to zdecydowanie polecam "Dziennik 1954" Tyrmanda. Do przeczytania w parę wieczorów, ale ostrzegam że wciąga. ;-)

    (parę słów napisałem o nim na wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wik… )

  • empiryk

    5 kwietnia 2007 at 8:38 | Odpowiedz

    :) gratuluję wpisu. Pewnie sięgnę po 'Dziennik’ Tyrmanda. Choć kusi mnie, żeby wcześniej skonsumować jego 'Zapiski dyletanta’. Przeczuwam, że będą miały sporą aktualność :P

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *