dobry mecz polskich kopaczy
- By Krzysztof Kudłacik
- In varia
- With 3 komentarze
- On 12 paź | '2006
Fajnie, prawda? Aby nie było niedomówień – cieszę się z wygranej nad potęgą piłkarską jaką jest Portugalia. To było zasłużone zwycięstwo: byliśmy lepsi. Przede wszystkim dlatego, że byliśmy lepiej zmotywowani i dopisało nam szczęście – tu mam na myśli fakt, iż nasza drużyna jako pierwsza strzeliła bramkę.
Druga bramka była już tylko dopalaczem.
Ale nie popadajmy w charakterystyczny dla naszego narodu hurra-optymizm. Nadal każdy pozostały mecz w tych eliminacjach to będzie mecz o wszystko. I drugi raz tak nam się raczej nie powiedzie.
Przyznaję też, iż wynik obstawiałem na 1:3 dla wicemistrzów Europy. Zatem teraz odszczekuję.
Jednak z moich wróżb przedmeczowych jedno się sprawdziło: postawa młodego Smolarka. W mojej ocenie był w naszej drużynie najlepszym zawodnikiem tegorocznego niemieckiego Mundialu i konsekwentnie potwierdza to nadal. Ale zwróćmy uwagę: Smolarek został w zupełności wychowany poza polską piłką nożną – najpierw bodaj w Holandii, a potem w Niemczech. W polskich ligach nigdy nie grał.
Słowo o Rasiaku. Nie podzielam oceny mojego idola, czyli Rafała Steca, który ma wysokie mniemanie o Rasiaku. Owszem – wczoraj Rasiak zrobił swoje i w paru sytuacjach zachował się właściwie, ale mimo to – wystarczy skupienie się na obserwacji tego zawodnika, żeby zobaczyć , jak wiele mu brakuje i jak mały postęp prezentuje – wszystko oczywiście w kontekście jego potencjalnych możliwości. Nadal jest ruchowo niedorozwinięty i technicznie mizerny: musi dostać piłkę na tacy, żeby właściwie ją odegrać lub strzelić. Ale wczoraj akurat nie zawiódł i za to mu chwała.
Polscy kopacze piłkarscy w jednym mnie jeszcze wczoraj zaskoczyli – otóż wytrzymali kondycyjnie! To było niesamowite. Zwłaszcza, jak wspomnę ich postawę w Niemczech – sił wystarczyło im na maks 20-30 minut pierwszej połowy, potem już lecieli na oparach. W drugich połowach w zasadzie preferowali spacery zamiast walki o piłkę i powroty spod pola karnego przeciwnika (o ile oczywiście udało im się tam dostać). A wczoraj – proszę jak fajnie: Portugalczycy nie zabiegali ich na śmierć, przeciwnie – dociągnęli na równi z czwartą drużyną świata do końca.
No zgoda – może nie do końca, bo nasi kopacze zapomnieli, że mecz trwa do końcowego gwizdka arbitra i dlatego w doliczonym czasie Portugalczykom udało się strzelić honorowego gola.
Na koniec powtórzę – wczoraj polscy kopacze w piłkę zagrali dobry mecz: prawie jak zawodowi piłkarze. Jednak prawie robi sporą różnicę. To był raczej wypadek przy pracy – i to wypadek Portugalczyków, którzy całkowicie nas zlekceważyli.
Moją ocenę niech potwierdza fak, że w zasadzie powinniśmy mecz wygrać co najmniej 4:0. A tak się nie stało. Zatem w sumie – niewiele się zmieniło.
Ale przynajmniej było miło i emocjonująco.
Vroobelek
12 października 2006 at 9:09 |
Przyznam, że równie dobrego meczu polskiej reprezentacji nie oglądałem dawno, chyba ten z USA w 2002, ale wtedy cóż, o pietruszkę.
Rasiaka nie wiem jak oceniać. Poruszał się jak mucha w smole i jak zwykle podawał do tyłu, ALE wiązał dwóch obrońców na środku, a przez to było miejsce na rajdy po bokach.
jarek
13 października 2006 at 12:18 |
w odróżnieniu od polskiej polityki, można było w środę coś na boisku zrozumieć i łatwo sobie wytłumaczyć i za to chwała piłkarzom :-)))
To był taki powiew normalności, ale do Normalności droga daleka.
zorro
13 października 2006 at 12:47 |
A mnie się już 2 tygodnie temu zepsuł TV i mam święty spokój.