head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

prywatne szkoły chcą pieniędzy z budżetu

Nie bardzo wiedziałem, czy śmiać się czy też może lepiej rzewnie zapłakać, gdy podczas dzisiejszej szybkiej prasówki natrafiłem na doniesienie o tym, że prywatne szkoły wyższe chcą dostawać pieniądze z budżetu, tak, jak szkolnictwo państwowe, publiczne! Prywatnym uczelniom chodzi o ich kierunki stacjonarne. Zupełnie rozwaliło mnie podane uzasadnienie:

Dotacja budżetowa do uczelni niepublicznych jest także potrzebna państwu, bo tylko dzięki niej pojawi się konkurencja, a w ślad za nią efektywność i jakość. Potrzebna jest także nam, nie do celów komercyjnych, ale aby szkoły niepubliczne mogły normalnie funkcjonować i się rozwijać. A to jest niemożliwe bez studiów stacjonarnych – dodaje prof. Tadeusz Pomianek (…) Tłumaczy, że w ciągu ostatnich pięciu lat roczny nabór na studia stacjonarne na uczelniach niepublicznych zmalał z blisko 50 tys. do 24 tys.

Za Gazetą Prawną: http://u.42.pl/2H9d podkreślenie moje.

Jak to rozumieć?

Można to zrozumieć bardzo prosto: dajcie nam kasę, bo chcemy mieć takie zyski, jak dotąd nawet, jak nam spada liczba klientów (tu: studentów). Prosto i bez ogródek. Gdzie tu logika? To jest przecież prywatny biznes – jak jest mniej chętnych na towar (tu: wykształcenie), to zwyczajnie trzeba się liczyć ze zmniejszeniem przychodów. Ale, co tam! My chcemy te przychody utrzymać, mimo, iż popyt spada. Więc trzeba zwrócić się do państwa, żeby odebrało kasę uczelniom państwowym! Prywatnej uczelni ma być lepiej, a państwowej ma być gorzej. Dlaczego tak ma być? Bo tak! Mówienie, że nie chodzi o cele komercyjne jest śmieszne. Szkoła prywatna kieruje się wyłącznie rachunkiem ekonomicznym. Nie różni co do zasady niczym od straganu z marchewką – z tym, że zamiast marchewki uczy np. rachunkowości.

prof.T.Pomianek

To samo dotyczy wspomnianej jakości kształcenia. Nie widzę tu przełożenia na kasę z budżetu państwa. Budżet państwa na utrzymanie uczelni państwowych jest skończony – ta kołderka jest krótka. Propozycja szkół prywatnych sprowadza się do do tego, aby dotychczasowa jakość kształcenia – tu ilość kasy na uczelnie państwowe – obniżyć i sztucznie przelać pieniądze na uczelnie prywatne. Logika jest taka jak wyżej – chodzi o to, aby państwowe uczelnie zostały poszkodowane. Czemu prezes Pomianek nie przyzna tego jasno?

Wspomina się, iż uczelnie prywatne mają problem z niżem demograficznym wchodzącym do uczelni wyższych. Ja się pytam: czyżby ten niż demograficzny nie dotykał także uczelni państwowych? Niż dotknie wszystkich i trzeba się do niego przyzwyczaić. uczelnie prywatne nie chcą się przyzwyczaić, chcą odebrać innym, aby im samym było lepiej. Na jakiej podstawie?

Bzdury i hucpa.

Poniekąd nie dziwię się tym pomysłom prywatnego biznesu szkolnego. Klimat mają sprzyjający. Dopiero co Merkel i Sarkozy postanowili naprawić błędy prywatnych banków sięgając do kieszeni podatników w Europie. Rzecz jasna, bez pytania się o zdanie nas, podatników. Dzika panika wybuchła, kiedy bezpretensjonalny grek Jorios Papandreu wspomniał o zapytaniu podatników

I na koniec doprecyzowanie. Lobby prywatnych uczelni mówi o zabraniu pieniędzy z uczelni państwowych celem przekazania ich na uczelnie prywatne na kierunki stacjonarne. To budzi mój sprzeciw. Ale nie mam żadnych problemów z innym elementem układanki edukacji wyższej w Polsce – uczelnie prywatne, ich instytuty, ich naukowcy – powinni mieć równe prawo w staraniach o państwowe środki w trybie konkursowym: ciekawe projekty badawcze, wsparcie innowacyjności – tu w interesie państwa jest wybór najlepszych bez względu, czy oferent jest prywatny, bądź państwowy. Ale to inna broszka.

cytat tygodnia: dlaczego Polacy nie pojechali do Niemiec? arrow-right
Next post

arrow-left dziadki dają radę: zwierzę bez nogi
Previous post

  • wik

    13 listopada 2011 at 12:29 | Odpowiedz

    Posłuchawszy p. Pomianka wystąpią zaraz właściciele sklepów, firm przewozowych, gabinetów lek., szpitali prywatnych, i wielu innych prywatnych firm, wszak: „Dotacja budżetowa do tych firm jest także potrzebna państwu, bo tylko dzięki niej pojawi się konkurencja, a w ślad za nią efektywność i jakość usług i produktów. Potrzebna jest także nam, nie do celów komercyjnych, ale aby firmy niepubliczne mogły normalnie funkcjonować i się rozwijać.” I to mówi profesor… Sądziłem, że profesorem zostaje się mając przynajmniej minimum oleju w głowie… Widocznie jakość tego oleju u p. profesora spadła w wyniku braku dotacji…

  • empiryk

    13 listopada 2011 at 19:44 | Odpowiedz

    Takie żądania, jak te o których piszę pojawiają się już od jakichś trzech lat. Niestety obawiam się, że tym razem pod premierem Tuskiem prawdopodobieństwo realizacji tego dwulicowego pomysłu jest coraz wyższe.

  • zorro

    14 listopada 2011 at 9:43 | Odpowiedz

    Pazerność niektórych „byznesmenów” nie zna granic.
    Troszkę z innej beczki :
    Uważam, że każdy absolwent państwowej uczelni powinien mieć obowiązek odpracowania w Polsce tylu lat pracy, ile lat studiował zanim pryśnie na zachód, a w związku z tym państwo powinno mieć obowiązek zagwarantowania mu w tym czasie odpowiedniej do wykształcenia pracy. W przeciwnym razie za darmowe wykształcenie absolwent powinien w całości zapłacić. Obecnie obserwujemy bardzo niepokojącą tendencję, że młodzi ludzie ledwie skończą studia, a już wyjeżdżają do pracy na Zachód. Straty w gospodarce narodowej są z tego powodu ogromne, bo to zwyczajny drenaż mózgów.

    • empiryk

      14 listopada 2011 at 12:27 | Odpowiedz

      Uważam, że każdy absolwent państwowej uczelni powinien mieć obowiązek odpracowania w Polsce tylu lat pracy, ile lat studiował zanim pryśnie na zachód, a w związku z tym państwo powinno mieć obowiązek zagwarantowania mu w tym czasie odpowiedniej do wykształcenia pracy. W przeciwnym razie za darmowe wykształcenie absolwent powinien w całości zapłacić.

      A tak – to jest temat trudny i temat rzeka, niestety. Jesteśmy drenowani za świadomą zgodą polityków, którzy dotąd tego problemu nie uregulowali – mam na myśli szkodliwe zjawisko kształcenia za nasze pieniądze fachowców, którzy po studiach idą pracować za granicę.
      Cała sprawa jest trudna i chyba nie ma uniwersalnego rozwiązania – np. lekarze, personel techniczny, inżynierowie – to są zawody, których wykształcenie kosztuje dużo i tu trzeba chyba wybrać scenariusz twardy – tj. zwrot kosztów studiów, jeśli wyjeżdża się za granicę.
      Sam nie mam do końca zdania w tej sprawie do końca wyrobionego. Co do gwarantowania przez państwo pracy dla absolwentów – nie licz Jarku na to. To się nie uda. Polskie państwo nieudolnie zwalcza natywne bezrobocie, a co dopiero bezrobocie absolwentów szkół wyższych!

    • Piotr [PMD]

      30 grudnia 2011 at 20:30 | Odpowiedz

      @zorro
      Absolwent powinien mieć obowiązek SPŁACENIA studiów – a z odpracowywaniem tego w Polsce, to niestety, dwie rozłączne sprawy.
      Po pierwsze dlatego, że Polska gospodarka, dająca zatrudnienie (wg.OECD) 52-54% obywateli w wieku produkcyjnym nie zapewnia pracy w ogóle, a dochodowej (pozwalającej na odłożenie czegoś i spłatę) w szczególności.
      70% pracujących zarabia poniżej 1 średniej krajowej, 90% poniżej dwóch.
      Narazie, jak wynika ze statystyk, dotujemy wykształconymi ludźmi w wieku prokreacyjnym państwa zachodnie.
      Powstaje pytanie: po co kształcić specjalistów (lepiej czy gorzej) dla których w Polsce nie ma pracy, a którzy aby uratować inwestycję w wykształcenie muszą wyjeżdżać za granicę ?
      Dlaczego utrudnia się powrót – np. absolwentom uczelni medycznych – którzy nie mogąc zrobić specjalizacji w kraju, zrobili ją za granicą, a po powrocie czeka ich tylko ponownie LEP oraz ponownie staż i specjalizacja bo do uznania tych, które mają „nie ma przepisów wykonawczych” ?

      Natomiast nad drenażem mózgów był nie płakał – może tutaj sam po sobie jadę, ale ostatnie znośnie wykształcone roczniki to obecnie mają +35 lat.

  • marta

    6 marca 2012 at 15:31 | Odpowiedz

    Bardzo proszę kasa państwowa dla uczelni prywatnych- ALE SPEŁNIAJCIE TE SAME WARUNKI CO UCZELNIE PAŃSTWOWE- własna kadra naukowa, własne badania naukowe i przede wszystkim (!) przymus spełniania tych samych wymogów co uczelnie państwowe w zakresie akredytowania jakości kształcenia – śmiało … Kilka uczelni prywatnych rzeczywiście spełnia te warunki, reszta to fabryki dyplomów i firmy o skandalicznym poziomie, najgorsze jest to, że „absolwenci” prywatnych mają uprzedzenia do lepiej wykształconych absolwentów uniwersytetów i często nie chcą ich zatrudniać, bo wolą „swoich”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *