piętnuję czeskie drogi
- By Krzysztof Kudłacik
- In szosa
- With 3 komentarze
- On 31 sie | '2010
Jakoś całkiem niedawno miałem okazję po raz pierwszy w życiu zapoznać się z szosami w kraju naszych południowych sąsiadów. A konkretnie chodzi o bliskie pogranicze karwińskie, gdzie w miejscowości Milikowo (Milikov) moja córa miała wakacyjny obóz taneczny. Odwoziłem ją na miejsce i z powrotem po obozie.
Otóż od zawsze żyłem w dziwnym przeświadczeniu, że Czesi mają drogi o wiele lepsze niż my tu w Polszcze posiadamy po kołami naszych pojazdów drogowych. Z takim nastawieniem ruszyłem w trasę Andrychów – Bielsko-Biała – Cieszyn – Milikowo. W obydwie strony około 120 km.
Dojazd do Bielska, jaki znam, potem obwodnica na Cieszyn – świetne 32 km doskonale utrzymanej dwupasmówki. Jedzie się ja po stole. Przejeżdżam most graniczny na Olzie i nagle zonk – niemal czarna dziura. Niby jest jakieś rozprowadzenie na autostrady i dalej, ale ja nie chcę na Hranice lub Brno, czy Ostrawę!. Ja chcę za cholerę odszukać zjazd w kierunku Trzyniec – Jabłonków! Na mapie elektronicznej i celulozowej wyglądało to jak bułka z masłem. A w drogowej rzeczywistości jakbym obuchem dostał. Brak rozbudowanych tablic kierunkowych, nie mówiąc o zwykłych drogowskazach. Zjazd ze ślimaka obwodnicy na Trzyniec dostrzegłem niemal przypadkiem – to była niewielka podłużna, wąska tablica umieszczona wśród kilku innych równie mało znaczących na słupie obok drogi. Już się ucieszyłem, że wreszcie mam wyjazd w kierunku, jaki mnie interesował, a tu coraz gorzej – brak jakichkolwiek tablic i drogowskazów. Jadę lokalną drogą w mieście lub wsi – kieruję się wyłącznie intuicją. I tak jadę w ciemno. Obok jakiegoś węzła kolejowego, obok huty czy innej stalowni, między jakimiś blokami, stoję na jakimś wjeździe na główną drogę…. dołączam na główną w kierunku na Jabłonków – albo przynajmniej tak mi się wydaje, iż to ten kierunek, bo gdzieś mi mignął drogowskaz na Żylinę.
Nie wiem, jakim trafem udaje mi się w końcu dopatrzeć drogowskaz zjazdu w prawo do Milikowa. Jaka ulga. Dojeżdżamy do miłej wsi Milikowo, gdzie po zasięgnięciu języka u tambylca docieramy do właściwej szkoły obok straży pożarnej. Jesteśmy na miejscu.
Do Polski wracam sam. I ponownie jakaś dzika jazda z tymi oznaczeniami – wyraźny drogowskaz przy rogatkach Czeskiego Cieszyna z napisem Katowice kieruje mnie w sam środek miasta. A ja przecież nie chcę zakopać się w miejskich ulicach, bo już wiem, że gdzieś tam jest szybki wyjazd obwodnicą na most graniczny i do Polski. Tak działają niejednoznaczne i kiepskie tablice drogowe w Czechach. Kierując się moją kobiecą intuicją wracam tam, skąd przyjechałem – zawracam ponownie i omijam zjazd do Czeskiego Cieszyna – jestem zdenerwowany i ignoruję kierunkowskaz Katowice (który chwilę temu mnie zrobił w konia) i jadę na kierunek Hranice, co tłumaczę sobie jako granica (w domyśle: polsko-czeska granica). I jak się domyślacie lub wiecie – daję ciała, bo to autostrada w głąb Czech! Boże święty …. dopiero na jakimś dwunastym kilometrze tej autostrady znajduję zjazd pozwalający zawrócić. Mam cykora, bo ta droga jak się domyślam wymaga już winiety, a ja takowej nie mam, bo nie planowałem podróży po płatnych szosach Czech. Już widziałem oczyma duszy, jak bełkotliwie wyjaśniam czeskim policajom, że nie mam winiety i ja tu tylko zabłądziłem…. Porażka.
Na szczęście ten dojazd do Cieszyna na którym się znajduję ma już ciut inne oznaczenia i kierunek Katowice jest jasno wytyczony – bez żadnego zjazdu. Prosto jak p sznurku na most graniczny.
Jestem staroświecki i ufam mojej orientacji w terenie wspartej mapą. Jednak czeskie drogi przygraniczne potrafią nieźle namieszać w głowie. Są źle oznakowane. Piętnuję.
ps.
Trasę sprawdzałem także w trzech usługach mapowych: docelu.pl, zumi.pl i Google Maps. Najsłabiej wypadł zumi.pl, bo ich licencja nie pozwala wyświetlać terenów poza granicami Polski, więc na wysokości Cieszyna zaczynał się biały kraniec świata. Google Maps okazał się mało dokładny i jakoś nie bardzo dowierzałem napisom na tych mapach. Sprawdził się dobrze docelu.pl, bo pokazał w zasadzie dokładnie tę trasę, jaką pokonałem. Szkoda, że na takich mapach nie ma szczegółowej rozpiski obwodnic … :)
byte
13 listopada 2010 at 10:28 |
No patrz Pan – u mnie jest odwrotnie. Do granicy czeskiej droga jak po nalotach dywanowych („jadę sobie spokojnie po dziurze a tu droga!”), od Hrabatic zaś stół bilardowy i tak aż do Pragi. Może mam szczęście graniczyć z jakąś bardziej cywilizowaną częścią Republiki Pepickiej…
A poza tym: bardzom był niezadowolon z tego, żeś mi pewnego razu zniknął z RSS-a. Założyłem że blog umarł ale widzę, że przeszedłeś na WordPressa i się, że tak powiem, sypło po mojej stronie. Dotarłem tu teraz zupełnym przypadkiem i subskrybuję na nowo.
empiryk
13 listopada 2010 at 19:09 |
A ja widać – ja mieszkam przy tej 'gorszej’ części. Szkoda.
Ania [Cinn]
16 listopada 2010 at 0:48 |
„Polecam” na Słowację (podróż po Słowacji)- to co widziałeś w Czechach, to nic wielkiego :D
Mi się udało zabłądzić i zamiast z Nitry doczłapać się do Bielska-Białej, to zajechałam jakimś cudem prawie na Węgry… Widoki cudne to choć trochę zrekompensowały mi nerwy ;)