Wenta i jego drużyna
- By Krzysztof Kudłacik
- In varia
- With 2 komentarze
- On 1 lut | '2010
Sami rozumiecie, muszę napisać parę zdań o zakończonych właśnie w Austrii Mistrzostwach Europy w piłce ręcznej. Muszę. Muszę, bo kocham Wentę i jego zawodników. Celowo piszę to dzień po zakończeniu turnieju, aby nie dać się zwieść emocjom i poszukać chłodniejszego spojrzenia.
Najpierw rzut oka na opinię publiczności – sondaż w onet.pl:
Jak widać większość uważa, że odnieśliśmy sukces zajmując czwarte miejsce. W obiektywnych kryteriach tak zapewne jest, bo nigdy dotąd na Mistrzostwach Europy nie doszliśmy tak wysoko. Ale… kurcze, zawsze jest jakieś ale!
Odnotujmy, że 22% respondentów uważa, iż wznieśliśmy się na wyżyny – czyli to było maksimum naszych możliwości. Że to niemal cud to czwarte miejsce.
Dla sportowca jednak miejsce czwarte to miejsce fatalne. To tak, jakby lizać cukierka przez szybę. To na tym miejscu można mieć kaca moralnego – było się o krok, ale czegoś niewielkiego zabrakło.
Osobiście po dłuższym namyśle wybrałem odpowiedź zawiedli – 19%.
Odpowiedziałem tak, a nie inaczej, bo wierzę, że ta drużyna pod tym dowództwem Wenty mogła spokojnie walczyć o złoto. Są na tyle dobrzy. Wynik poza podium jest przegraną tak, jak przegraliśmy dwa ostatnie spotkania. Dlaczego piszę o przegranej i zawodzie?
Moim skromnym zdaniem, przyczyny są następujące. Przegrana z Chorwacją w wyniku działań sędziów z Norwegii. Coś mi mówi, że zwyczajnie ten mecz był wydrukowany. Uwaga – ja nie usprawiedliwiam postawy polskich zawodników. Przeciwnie! Sądzę, iż jakby zagrali na swoim odpowiednio wysokim poziomie, to nie musieliby się oglądać na sprzedajnych sędziów. Ale tego nie zrobili i potem karygodne zaniedbania (jak sądzę – świadome i celowe) sędziów skutecznie sprawę zamknęły. I w drugą stronę – nie chcę umniejszać wartości sportowej Chorwatów, bo w meczu z nami zwyczajnie zagrali świetny mecz i byli lepsi. Ale oczekuję, że to my powinniśmy przeważyć szalę zwycięstwa już w pierwszej połowie! Po cóż innego Wenta z drużyną pojechali dwa tygodnie wcześniej na towarzyski turniej do Chorwacji? Właśnie po to, aby spotkać się z gospodarzami w finałowym meczu i lepiej poznać ich dyspozycję i sposób gry – aby właśnie w takim meczu jak sobotni półfinał pokonać Chorwatów.
Druga przyczyna – słabsza postawa niektórych zawodników, w szczególności chodzi o rzucających z drugiej linii. Albo wprost – Karol Bielecki zawiódł. Grał za słabo, za mało rzucał, źle podawał (przechwyty piłek po jego podaniach!). Samym Szmalem na bramce nie można wygrywać spotkań z tak trudnymi rywalami!
Trzecia przyczyna – błędy Wenty. Przegraliśmy dwa kluczowe mecze także dlatego, iż nie umieliśmy sobie łatwo poradzić z wysoką obroną, np. 3-2-1. Oznacza to, że drużyna nie miała planu na takie ustawienia. Tego widocznie nie ćwiczono, ani nie omawiano dość dobrze. Zmiana naszej gry następowała dopiero po przerwie, gdy przeciwnik już prowadził i musieliśmy gonić wynik. Jeszcze inaczej – gra na koło: podanie na koło, wejście drugiego zawodnika na koło – zawodziła.
Zrozumcie mnie dobrze: nie promuję narzekactwa, ani nie wieszam psów na Wencie i jego zawodnikach. Nie jestem ślepy i widziałem niesamowite zaangażowanie tych wspaniałych sportowców. Ze sportów drużynowych to obok siatkówki nasz najlepszy towar klasy światowej. Nadal uważam, że tak jest mimo słabej postawy na minionych ME. Jednak zważywszy doświadczenie tego zespołu oraz jego mentalne pozytywne nastawienie uważam czwarte miejsce za zawód. Stać ich na więcej!
Sebastian
3 lutego 2010 at 21:19 |
No cóż może „jednej Wenty” tym razem na początku roku nie było, ale i tak jednego dowiedliśmy – jesteśmy w czołówce i to mnie cieszy. Szkoda, że ogrywając takie potęgi jak Hiszpania i Niemcy nie daliśmy tez innym rady, ale to tylko i aż sport. W sporcie jedno jest pewne: wynik ostateczny pokazuje jak dobrze się spisałeś. A ocena tego wynik? Estetyczne i emocjonalne 5, sportowe 4. Czy zostałem zawiedziony? Raczej mówiłem sobie SZKODA.
Ogólnie ja osobiście się cieszę z tego co prezentują nasi ręczniacy i towarzystwo od siatkówki. Te dwa sporty bardzo pięknie pokazują, że u nas ze sportami zespołowymi nie jest wcale tak źle. Już teraz cieszę się na Final Four Ligi Mistrzów w Łodzi, i dumam kiedy to działacze piłki kopanej wreszcie otrzeźwieją? Koszykówka pierwszy krok zrobiła (oczywiście w dużej mierza z pomocą Gortata) a kopana po raz kolejny raczej w przeciwnym kierunku.
empiryk
4 lutego 2010 at 10:46 |
Kopaną się nie przejmuję, bo skupiam się na tym, co przynosi zwycięstwa międzynarodowe. Ze szczypiorniakami to jest tak, iż może jeszcze dwa-trzy lata będziemy w gronie ścisłej światowej czołówki (czyli będziemy grać regularnie w strefie medalowej). To trzeba koniecznie wykorzystać, bo to mało czasu. Trudno powiedzieć, czy będzie dość dobrych następców, aby trzymać formę dłużej? Wczoraj w trójce po 18:30 w programie ekonomicznym był wywiad z fachowcem od marketingu sportowego. On pracował przy planach marketingowych siatkówki, które przyniosły tak niezwykły efekt. Powiedział rzecz ważną: oni w zakresie siatkówki na obecny sukces pracowali od 2003r., kiedy przyjęli pierwsze plany. Widać w tej perspektywie, jaka droga jest jeszcze w piłce ręcznej – to bardzo daleka droga i jesteśmy na dziś na jej początku.