head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

tusk nie kandyduje

Sprawy z gatunku czystej, bieżącej polityki obchodzę szerokim łukiem – o wiele ciekawsze rzeczy mają miejsce w cieniu, na poboczu wielkiej polityki. Wybaczcie użycie słowa wielka.

Jednak pozwolę sobie na wtręt, bo słuchając radia dotarły do mnie fragmenty wypowiedzi Donalda Tuska w których uzasadniał decyzję o powstrzymaniu się od kandydowania w tegorocznych wyborach prezydenckich. To, co usłyszałem najpierw spowodowało u mnie zdziwienie, a potem uśmiech politowania.

Po raz nie wiem, który politycy ze ścisłej czołówki drwią z pamięci i rozsądku – mojego, przynajmniej mojego. Oto premier Tusk mówi:

Chcę, aby rząd pod moim kierownictwem ciężko i skutecznie pracował w czasie obu kampanii. Więcej dobrych rzeczy, trudnych zadań zrealizuję mając w ręku instrumenty rządzenia, a nie mieszkając w pałacu (…) Wybory prezydenckie są ważne, ale to są wybory, w których stawką jest bardziej prestiż i wielki zaszczyt, ale nie władza i instrumenty do dobrego i skutecznego rządzenia

Za Dziennikiem.

Weźmy zdanie pierwsze. Trywialne i prawdziwe. Przy jednym banalnym założeniu – że w czasie kampanii Tusk jest premierem. Gdyby przykładowo zrezygnował z funkcji premiera, aby w czasie kampanii nie urzędować, to byłoby coś. Ale tego Tusk już nie mówi i zapewne nie przewidywał takiej opcji – zapewne chodziło o świadome wykorzystywanie funkcji premiera podczas kampanii. Pominę frazes o ciężkiej i skutecznej pracy. To taki styl mydlenia oczu przez polityków. Z każdej strony. Innymi słowy Tusk w tym zdaniu chciał powiedzieć mniej więcej tyle: chciałem wykorzystywać premierowanie do gry o urząd prezydenta, ale wam tego aktualnie nie zrobię drodzy współobywatele!

Ludzki człowiek.

Pozostała część wypowiedzi jest już o wiele ciekawsza i w moim mniemaniu podaje rzeczowy argument: że wg polskiej konstytucji rządzi rząd, a prezydent ma bardzo ograniczone środki moderowania decyzji rządu. Słowo moderowania na tle prezydentury Lecha Kaczyńskiego powinienem chyba zastąpić słowem blokowania, czy wręcz sabotowania. I tu mamy kpinę z pamięci i zdrowego rozsądku. Polska konstytucja jest znana Tuskowi od lat i mimo to przez dwa lata swoich rządów grał na swój udział w tegorocznych wyborach prezydenckich – więc tak naprawdę chodzi o coś całkiem innego. Gdyby wziąć serio słowa szefa Platformy, to obejmując urząd pierwszego ministra powinien dwa lata temu wygłosić słowa, które usłyszeliśmy dopiero wczoraj!

W tym kontekście pamiętajmy o niedawnych pomysłach Tuska dotyczących idei zmiany konstytucji. Teraz przeczuwam, iż wczorajsze oznajmienie pana premiera wiąże się właśnie z tym wątkiem. Jeżeli Tusk chce jeszcze ciężej pracować dla dobra kraju, tak, aby Polska w bliskiej przyszłości dokonała cywilizacyjnego skoku – i chce to zrobić przy niesprzyjającym i sabotującym prezydencie Kaczyńskim, to sprawa konstytucji staje się oczywista. Wyobrażam sobie to bardzo prosto. Oto wkrótce rząd, premier ogłaszają nowy, wspaniały plan mający wynieść nas w świetlaną przyszłość, jednak ponownie nie udaje się tego zrealizować, bo mroczne i ciemne siły PISu z prezydentem Kaczyńskim robię Tuskowi wbrew. Mówię to mając na myśli fakt, że decyzja Tuska obniża szanse obozu Platformy na zwycięstwo w wyborach prezydenckich.

Zdaniem profesora decyzja Tuska zwiększa szanse Lecha Kaczyńskiego, który może wygrać wybory nawet w pierwszej turze.

To słowa prof.Zdzisława Krasnodębskiego za Onet.pl.

Krasnodębski w moim przekonaniu przesadza. Po pierwsze, jest jeszcze za wcześnie i nie wszyscy gracze weszli na arenę. Po drugie, w ciągu tych miesięcy może się jeszcze wydarzyć. Lech Kaczyński nawet z obecnym zestawem konkurentów w walce o prezydenturę wypada bardzo słabo. Zwycięstwo w pierwsze rundzie przekracza wg mnie jego możliwości. Ale tu jesteśmy na gruncie przypuszczeń. Poczekajmy.

Bezwzględnie pomysły modernizacyjne (czytaj: prywatyzujmy co się jeszcze da!) obozu Tuska miałby jakąś szansę na powodzenie o ile w pałacu prezydenckim zasiadałby ktoś z Platformy. Właśnie widzę w tym kontekście wazeliniarską wypowiedź ministra Sikorskiego:

Donald Tusk pokazał, że jego odpowiedzialność i patriotyzm są najwyższej próby. Jestem dumny, że mogę być członkiem jego ekipy

Za Onet.pl

No cóż. Sikorski będzie musiał konkurować choćby z Komorowskim, który też jest już w blokach startowych do prezydentury…

I na koniec sprawa tak naprawdę kluczowa: jakie są faktyczne przyczyny gestu Tuska?

Nie będę się silił na oryginalność i odkrywczość. Powtórzę opinię zasłyszaną dziś w porannej Trójce. Tusk miał pewność wygranej w wyborach prezydenckich, jednak prezydentura stałaby się rodzajem odejścia na emeryturę, co przyczyniłoby się do rozpadu PO. To jest scenariusz, który zrealizował się w przypadku Kwaśniewskiego i SLD. Prezydentura Olka zbiegła się z rozpadem obozu lewicy i jej skutecznym pogrzebem na wiele wiele lat.

ps.

Dziś wpadłem na cudnej urody swoiste podsumowanie części powyższego wpisu, więc dodaję poniżej, aby nie mnożyć bytów:

beatallica, Beatles vs Metallica arrow-right
Next post

arrow-left cytat tygodnia, Tomasz Lis
Previous post

  • jarek

    29 stycznia 2010 at 18:48 | Odpowiedz

    Tak sobie myślę, że Radka można od ręki skreślić, z racji dnia urlopu po raz pierwszy od długiego czasu zerknąłem w nagłówki tytułów prasowych i od razu rzuciło mi się w oczy szukania przyczułków do ataku w postaci pochodzenia żony Radka, co moim zdaniem jest czynnikiem dyskwalifikującym jego szanse. Z takimi działami nikt normalny w Polsce nie wygra.

    Więc jeśli to tylko Bronek… albo Jan Krzysztof?

  • empiryk

    29 stycznia 2010 at 19:05 | Odpowiedz

    Jan Krzysztof przeszedł mi przez myśl, ale na razie trzymają go w szufladzie i nie wiadomo, co z nim zrobią. sam jestem ciekaw

  • Ku6i

    29 stycznia 2010 at 21:32 | Odpowiedz

    Jan Krzysztof jest niemal pewien. Dlaczego zrezygnował z szefowania Pekao? Nikt z politycznego zaplecza PO nie nadaje się na to stanowisko. Komorowski? Bronek, Szmajdziński, Kaczyński – to byłoby najnudniejsze wybory od 21 lat.
    Sikorski jest za młody, ma wiele cech przydatnych na tym stanowisku i byłby o wiele lepszym prezydentem niż obecny. Jego zaletą na ten moment (z punktu widzenia Tuska) jest brak własnego zaplecza. Tyle, że będąc prezydentem stałby się praktycznie nieodwołalny co pozwoliłoby mu szybko zbudować własną markę i uniezależnić się od korzeni. Wątpliwe jest żeby Tusk był tak krótkowzroczny.
    Bielecki to niemal pewny kandydat z prostego powodu: z racji bliskich więzi z Tuskiem praktycznie niemożliwe wydaje się odrócenie przeciwko PO i próba tworzenia własnej partii. Przez wiele lat działa w sektorze bankowym (z sukcesami), więc wątliwe by w wieku emerytalnym zamarzyła mu się funkcja motorniczego polskiej sceny politycznej. Jego zdecydowanym atutem jest doświadczenie na wysokich stanowiskach rządowych. O tak trywialnych sprawach (patrząc z perspektywy obecnego prezydenta, może nie tak bardzo trywailnych) jak znajomość języków obcych nie wspominam.
    Wydaje mi się, że Bielecki będzie lepszym prezydentem niż Tusk. Nie będzie musiał ćwiczyć politycznej bilokacji, dodatkowo będzie mógł sobie pozwolić na podejmowanie niepopularnych decyzji, gdyż nie będzie czuł cały czas na plecach oddechu kierownictwa partii (oczywiscie w ograniczonym zakresie, ale w znacznie większym niż Tusk).

  • empiryk

    30 stycznia 2010 at 10:06 | Odpowiedz

    Podoba mi się to, co napisałeś. Jednak tu platforma musi liczyć na krótką pamięć Polaków – ja pamiętam Bieleckiego głównie jako premiera, a nie bankowca. Ale podejrzenie, iż PO wystawi właśnie Bieleckiego jest interesującą opcją – jakiż inny cel trzymania go w cieniu? Teraz można będzie z hukiem położyć go na stole i z impetem wejść do gry. To takie fajne – dobry materiał na telewizyjny show. W stylu PO i Tuska.
    ..hmm … zobaczymy.

  • jarek

    30 stycznia 2010 at 12:25 | Odpowiedz

    Choć z drugiej strony Jan Krzysztof ma skazę ponad wszelką miarę i idealny rys w życiorysie do ataku – Liberał, Donald i reszta przy nim to mali liberałowie ;)

    Więc w wojnie Lech – Jan Krzysztof, obóz Lecha nie musiałby zmieniać nawet zmieniać akcentów atakujących, aby zmieść JK. Ale można pogdybać, że taka polaryzacja przy większej świadomości pokolnia -30 mogłaby doprowadzić do niespodziewanego zwycięstwa opcji liberalnej nad socjalną, ale osobiście uważam to za wątpliwe i obstawiałbym porażkę JK nawet z lewicą, bo nie przejąłby umiarkowanego elektoratu centro-lewicowego.

  • Ku6i

    31 stycznia 2010 at 1:58 | Odpowiedz

    Krótką pamięć? Raczej nie dane mi było przeżywać na bieżąco wydarzeń z tamtych lat, ale nie widzę nic zdrożnego w politycznym zaangażowaniu JKB. To, że był premierem Sejmu Kontraktowego raczej nie jest powodem do wstydu. Myślę, że miłościwie panujący dałby wiele za taką kartę w życiorysie. To, że JKB miał doświadczenie w polityce jest raczej zaletą niż wadą. Mariaż doświadczenia politycznego i ekonomicznego tworzy pozytywny wizerunek osoby posiadającej bogate umiejętności na wielu polach, wcale nie taki popularny wśród naszych rządzących. Ilu z nich może się pochwalić doświadczeniem i sukcesami w dziedzinach innych niż polityka? Dodatkowo „udało mu się” rządzić we wczesnym okresie demokracji, przed czasami wielkich afer, dzięki czemu trudno będzie PiSowskim labradorom znaleźć jakiegoś haka na niego.

    Jarku, ta „skaza” może się okazać atutem. Dlaczego? Z 2 powodów:
    – PO usiłuje się prezentować jako partia liberalna (pomimo wątpliwej liberalności w rządzeniu krajem) i taki kandydat jest jej naturalnym uzupełnieniem. Wystarczy popatrzeć na konferencje organizowane przez rząd na którym padają hasła „zielona wyspa”, „wzrost”, „jedyny kraj w Europie”. Przekaz jest prosty: liberalizm nie musi oznaczać pójścia na dno w czasie kryzysu. Ile w tych wynikach gospodarczych zasługi rządu to osobny temat.
    – Warto także zauważyć jedną rzecz: w tych wyborach niezależnie kto będzie na 2. miejscu, zdobędzie znaczną część głosów nie dzięki swoim zasługom a dzięki głosom przeciwników Lecha Kaczyńskiego. Żaden inny kandydat nie ma tak wielkiego negatywnego elektoratu jak on. Widać to w sondażach, zwłaszcza w przypadku II tury: niezależnie kto dostałby się do niej razem z Lechem, czy z prawicy, czy z (centro)lewicy wygrałby z obecnym Prezydentem miażdżącą przewagą głosów. PiS pomimo, że mieni się partią prawicową to w kwestiach społecznych i gospodarczych ma zapędy zdecydowanie socjalistyczne. Właśnie to spolaryzowanie PiSowskiego, niepopularnego Prezydenta z liberalnym JKB może dodatkowo wzmocnić tego drugiego.

    Andrzej Olechowski i Włodzimierz Cimoszewicz sami wspominają, że nie mają politycznego zaplecza, co praktycznie likwiduje szanse na ich zwycięstwo. PO jak na razie nie wyklucza poparcia Cimoszewicza, ale to tylko polityczna kokieteria działaczy pytanych przez dziennikarzy, którzy nie chcą się wychylać póki nie zostanie ustalona oficjalna linia partii. Oczywistym jest, że woleliby wystawić kogoś ze swojej partii. Komorowski i Gronkiewicz-Waltz są zbyt bladzi, wręcz bezbarwni przy Bieleckim. Dodatkowo o wiele lepiej spisują się na swoich teraźniejszych stanowiskach, pracując z założonymi politycznymi chomątami niż gdyby mieli pracować na stanowisku wymagającym posiadania politycznego indywidualizmu i osobowości. Nie wyobrażam sobie sytuacji gdy jedno z nich wetuje ustawę rządu argumentując, że ich zdaniem przyniesie ona więcej strat niż pożytku. Natomiast gdyby Bielecki był Prezydentem RP, owszem.
    Sikorski posiada doświadczenie w kontaktach międzynarodowych, ale jest jeszcze za młody i zbyt porywczy na najwyższe stanowisko w RP. W tym momencie o wiele lepiej będzie gdy pozostanie na stanowisku szefa MSZ.
    To, że JKB nie jest teraz czarnym koniem również niczego nie znaczy, a nawet może przemawiać właśnie za nim. Pozwoli to PO stosować retorykę „spójrzcie, mogliśmy wybrać kogoś z naszych ale dla dobra państwa zdecydowaliśmy się na kogoś spoza PO”.

    PO też może przekonać elektorat który nie byłby w stanie zaakceptować liberalnego Prezydenta a nie chce oddać głosu na żadnego z innych kandydatów. Pomóc jej może projekt zmian w konstytucji zakładającym osłabienie Prezydenta. PO mówiłaby przez to „wiemy, że nie chcecie liberała, ale spokojnie, nie damy mu dużego pola do manewru. Poza tym, czy znacie lepszego kandydata?” Dzięki temu PO mogłaby przejąć 3 grupy elektoratu: popierających PO, negatywny elektorat Kaczyńskiego i niezdecydowanych, którzy zazwyczaj oddają głosy na prowadzącego w sondażach.

    Można powątpiewać w wygraną JKB, ale przegrana Kaczyńskiego jest niemal pewna. Nie zagłosuje na niego elektorat PO czy lewicy, nie zagłosują niezdecydowani, bo widzą jak przebiega obecna kadencja Prezydenta i będą szukali czegoś nowego. Patrząc na sondaże raczej ciężko mówić o jakiejś wielkiej walce. Obywatele mają już dość Prezydenta-hamulcowego, nieznającego języków obcych, bohatera „Irasiadów” itp. ciekawostek. Nie pomoże mu w tym nawet pozytywny wizerunek Pani Prezydentowej.
    Ataki PiSu nie przekonają wyborców, polaryzacja nie da zamierzonego efektu, bo retoryka zielonej wyspy skutecznie wytrąci PiSowi z ręki argument liberalności, a i drugi biegun, tzn. socjalistyczne podejście PiSu wielu ludzi ma jeszcze głęboko w pamięci z czasów poprzednich 2 rządów.

  • jah

    31 stycznia 2010 at 13:58 | Odpowiedz

    Jan Krzysztof Bielecki? A co na to sondaże? Jest zbyt przez nie pomijany, a on sam jest zbyt wyabstrahowaną z bieżącej polityki postacią (choć bardzo blisko zaplecza Tuska), aby mógł „brać na swoje barki” (sic!) takie „patriotyczne wyzwanie” (sic!)
    Kto z Was słyszał go i widział? Wyobrażanie sobie ten roadshow po kraju z jego udziałem?
    Co na to dwa pewniaki, które w sondażąch są i w cuglach wygrywają z Lechem? Co z Komorowskim i Sikorskim? Dopiero wtedy Tusk musiałby udowodnić, że umie trzymać w ryzach partyjny aparat.

  • zorro

    1 lutego 2010 at 10:52 | Odpowiedz

    Czasy bezkrytycznych sondażowych rządów PO mijają i Tusk o tym świetnie wie, więc zgodnie ze starym przysłowiem „lepszy wróbel w garści niż kanarek na dachu” woli pozostać premierem jeszcze przez półtora roku i namieszać tam, gdzie jeszcze tego nie zrobił, niż wdawać się w niepewny bój o prezydenturę. Skoro nawet dzisiejsza GW w swoich „niezwykle obiektywnych” sondażach podaje, że poparcie dla PO wyraża już tylko 40% wyborców, a PiS chce poprzeć blisko 30%, więc realna siła tych dwóch partii jest już podobna i także o tym wie Tusk. Nie chce ryzykować utraty premierostwa, szefowania partii i innych profitów (a przy okazji wewnętrznej ostrej walce o schedę po nim) więc zadowala się tym czym obecnie posiada.
    Oj, będzie ciekawie.

  • empiryk

    1 lutego 2010 at 12:09 | Odpowiedz

    Ku6i: Komorowski i Gronkiewicz-Waltz są zbyt bladzi, wręcz bezbarwni przy Bieleckim. Dodatkowo o wiele lepiej spisują się na swoich teraźniejszych stanowiskach, pracując z założonymi politycznymi chomątami niż gdyby mieli pracować na stanowisku wymagającym posiadania politycznego indywidualizmu i osobowości. Nie wyobrażam sobie sytuacji gdy jedno z nich wetuje ustawę rządu argumentując, że ich zdaniem przyniesie ona więcej strat niż pożytku. Natomiast gdyby Bielecki był Prezydentem RP, owszem.

    Zgoda, że Komorowskiemu i Waltz brak siły wraz z indywidualizmem. Jednak poważnie wątpię, czy Bielecki jako prezydent byłby w stanie postawić się samorzutnie Tuskowi. Z dwóch powodów. Pierwszy – Bielecki nie ma zaplecza (tu) partyjnego – o ile wejdzie do gry, to wyłącznie z woli Tuska. Drugi – przypuśćmy, że Tusk faktycznie nie chce być malowanym prezydentem i woli być żelaznym kanclerzem – przez np. dwie kadencje (!). Oznaczałoby to, iż przy takim układzie prezydent faktycznie stałby się funkcją symboliczną i robiłby za notariusza decyzji podejmowanych w rządzie. Przecież w tym kontekście enuncjacje Tuska odnośnie zmian w konstytucji mają sens.

    Jeszcze jedno. Zgoda, że Lech Kaczyński ma – odziedziczony po PiS i Jarosławie – spory elektorat negatywny, który działa jak kula u nogi. Zwróć jednak uwagę na to, że to właśnie PO w pewnej mierze ma swoją popularność (przynajmniej sondażową), głównie dzięki strachowi, jaki sieje strasząc PiSem. Ten rodzaj politykowania już nie działa na wielu ludzi. Jedyna jego siła tkwi w tym , iż PiS nadal jest rządzony przez Jarosława Kaczyńskiego – a to znaczy, że niczego nie nauczyli się na klęsce wyborczej do sejmu.

  • empiryk

    1 lutego 2010 at 12:13 | Odpowiedz

    zorro: woli pozostać premierem jeszcze przez półtora roku i namieszać tam, gdzie jeszcze tego nie zrobił, niż wdawać się w niepewny bój o prezydenturę.

    Trudno teraz iść o zakład, skoro Tusk najprawdopodobniej nie wystartuje, ale wydaje mi się, że gdyby wystartował, to zwycięstwo miał pewne. Choć tego chyba już nie sprawdzimy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *