byłem na web 2
- By Krzysztof Kudłacik
- In obyczaje
- With 23 komentarze
- On 19 cze | '2006
Całość tego, co napiszę poniżej to wyłącznie moje osobiste i subiektywne opinie. Mimo, że byłem tam jako oficjalny reprezentant firmy, to tutaj opisują jedynie moje wrażenia, a nie stanowisko firmy – w jakimkolwiek sensie.
Podobnie – proszę się u mnie nie dopatrywać streszczeń wystąpień, których byłem świadkiem.
Ufff…
Lolalnie ostrzegam, że mój tekst jest dość długi i chaotyczny :)
Wybraliśmy się mocną ekipą: Piotr jako hostingowiec, Hala jako ciocia od blogów, Łukasz jako projektant i ja jako człek od komunikacji wszelakiej. Konferencję zlokalizowano blisko dworca centralnego, bo w nowym budynku Giełdy – wiecie, to taki budynek, gdzie przy każdym wejściu jest minimum trzech bodygardów i dwie bramki elektroniczne (ciekawe, co wykrywają?), a twój podręczny bagaż zostaje prześwietlony czymś tam… wiecie, jak na lotnisku.
Obawialiśmy się, że się spóźnimy – faktycznie mieliśmy 30 minut opóźnienia, bo Intercity wylądował na centralnym o 9:45 (zgodnie z rozkładem), a zanim kupiliśmy powrotne miejscówki etc. to trochę czasu minęło… Na miejscu zameldowaliśmy się ok. 10:30 i już na wstępie porażka: sala cała zajęta, a tu jeszcze ze dwadzieścia osób zamierza do niej wejść. Nie ma krzeseł! Jakimś cudem organizatorom udaje się donieść i wciskamy się jak sardynki… Czyżby nikt z organizatorów nie dostrzegł wcześniej, że sprzedano więcej biletów niż jest miejsc w sali?
Dobrze – całość zaczyna się z 45 minutowym spóźnieniem, czyli o 10:45. Efekt: pierwsza grupa prelegentów musi się streszczać i to bardzo.
Dzięki Bogu klimatyzacja działa, a nam udaje się ze stołu kateringowego wyrwać po filiżance kawy!
Przejdźmy do meritum.
Nie było tam wystąpień zbędnych lub takich, które całkiem nie trafiały w temat omawianego zjawiska. Każdy z mówców miał do przekazania dobrze przemyślane opinie. Oni wiedzieli, co mówią. I ponadto – w zasadzie prawie wiedzieli do kogo mówią.
Jak wiadomo: prawie robi wielką różnicę – ale o tym potem.
Prelekcje były realizowane sprawnie. Każdy z zabierających głos miał dobrą świadomość przedmiotu: że oto od paru lat mamy jakościowy zwrot w Internecie – internauci mają głos, to oni zaczynają kreować trendy, a nie wielkie instytucje, firmy, redakcje, portale. Po drugie – następuję niespotykana dotąd konwergencja mediów: technologie mobilne, telewizja, komunikacja online, współtworzenie treści zaczynają faktycznie generować nowe kanały dystrybucji treści i oddziaływania wzajemnego. Po trzecie – na każdym kroku mamy techniczne narzędzia ułatwiające generowanie, wymianę i tworzenia treści: od wap-telefonów, przez kamery internetowe, na technologiach webowych kończąc (AJAX, CSS, nowoczesne przeglądarki, WIKI-narzędzia, wszechpanująca interakcja etc.).
Z mojego punktu widzenia można przyjąć, że faktycznie mamy do czynienia ze zjawiskami nowymi i masowymi. Dla uproszczenia można to sobie nazywać web 2.0 / web 2.5 / web 1.75 etc. – generalnie sytuacja jest na tyle nowa i przyzwoicie określona, że można o niej jako tako sensownie dyskutować.
W obliczu tych nowych i silnych trendów pojawia się konieczność ich (to niezbyt dobre słowo) ujarzmienia, lub konsumpcji w terminach marketingowych. Stąd pojawiają się takie magiczne zaklęcia jak user content generation, social networking, usability, web 2, NextNET (coś, co już jest omawiane w usa i ma być następstwem dla web 2).
Takie humbugi zawsze mnie śmieszą. Głównie dlatego, iż reprezentuję skrajnie pragmatyczny punkt widzenia – a co wiecej: wiem, jak cała sprawa wygląda od drugiej strony, od strony ISP, od strony portalu.
Jednym z głównych tematów tej konferencji było to, jak można z nowego zjawiska wyciągnąć zyski, jak można na tym zrobić byznes? Otóż odpowiedź jest prosta: nie wiadomo. Podawane przykłady zjawisk web 2 – Wikipedia: jest darmowa i utrzymuje się z darowizn, projekty open source jak Flock – też nie ma biznesowych źródeł wsparcia, cała tzw. blogosfera – też jest wyłącznie na garnuszku dostatecznie bogatych portali itd. O biznesowej stronie zjawiska mówił Bogdan Wiśniewski z funduszu MCI Management, ale pytany wprost o przykłady projektów, które MCI prowadzi (pod sztandarem web 2) i chce zarabiać nie podał żadnych przykładów. Zasłonił się tym, że są w trakcie produkcji i nie będzie zdradzał tajemnic.
Osobiście podejrzewam, że nie ma żadnych tajemnic.
Przy okazji padało trochę zabawnych (dla mnie) stwierdzeń: tenże sam Bogdan Wiśniewski oznajmił, że jedną z cech web 2.0 jest to, iż mali gracze skutecznie konkurują z portalami … Ręce opadają. Mój punkt poznawczy stanowczo temu przeczy. Mali gracze – kreatywni twórcy fajnych zabawek, fajnych społeczności, fajnych projektów – co najwyżej mają jeden cel: po zbudowaniu społeczności dobrze się sprzedać. Oczywiście o ile to możliwe, bo często jest to marny interes dla kupca – np. nagle okazuje się, że ta nowa, kreatywna, fajowa aplikacja dla miłej społeczności łeb x.x w skali portalu nie nadaje się do użycia: z względów wydajnościowych, ze względów kompatybilności z istniejącymi systemami IT u kupca itd.
Oczywiście sprzedawać można się z różych powodów – choćby takich, że mały gracz całkiem przecenił swoje siły i nie stać go już na utrzymanie kosztów hostingu.
Zwracam uwagę też na inny fakt. Otóż dyskutanci zgodnie twierdzili, że środowisko web 2 charakteryzuje się także tym, iż interesujące, twórcze, przełomowe projekty można zaczynać z minimalnymi kosztami (tani hosting, darmowe oprogramowanie itd.), co faktycznie wciąga rzesze ludzi, których normlanie nie byoby na to stać. Jednak druga strona tego niskiego progu wejścia do gry jest taka, jak sugerowałem to wyżej – powstające serwisy są wykonane amatorsko i nie nadają się do masowych wdrożeń – aplikacje trzeba pisać od nowa, optymalizować je, trzeba liczyć się z rosnącymi gemetrycznie kosztami hostingu itp.
W drugiej części konferencji omówiono dwa konkretne przykłady istniejących społeczności web 2 – forum użytkowników przy portalu Gazety oraz społeczność skupiona wokół filmowego wortalu www.filmweb.pl.
Gazetę reprezentował T.Bienias. Niestety pokazał oficjalne dane o pozycji rynkowej blox.pl …. :) Ja go podziwiam. Miał gość odwagę. M.in. potwierdził dwie rzeczy, które sala chyba przyjmowała z niewiarą: że nie ma biznesu na społecznościach oraz że nie ma dobrego pomysłu na skonsumowanie twórczości internautów w ramach portalu.
Podkreślam – piszę: nie ma pomysłu – a to oznacza, że nikt go dotąd nie ma, a nie, że np. ludziom z Gazety brak pomysłów. Takich pomysłów w Polsce nie ma. Wiele wskazuje na to, że nie ma ich też nikt inny – obym się tu mylił.
Wydarzyła się rzecz charakterystyczna w czasie wystąpienia Bieniasa – oto wszyscy się zdziwli, że nie ma w Gazecie blogów dziennikarskich! Nie ma ich, ponieważ mimo usilnych starań i namów dziennikarze (ci publikujący w wydaniach celulozowych) nie są tym zainteresowani. Nie wierzą w to. No i nie ma za to wierszówki (!).
Dlaczego wskazuję na to jako na zdarzenie charakterystyczne? Bo dowodzi to jednego: iż web 2 – tu jego część – czyli blogi – są dziedziną pokoleniową, a nie jest to wszechobejmująca idea. To nie jest pomysł na dziennikarstwo.
Bienias chciał też wspomnieć o serwisie www.gwar.pl – ale ten wątek umarł po paru zdaniach. Zwracam na to waszą uwagę, bo to równierz może być interesujący sygnał. To przecież kolejne sztandarowe hasło web 2 – citizens jurnalism oraz linkowanie/tagowanie.
Czemu sprawa nie wywołała dreszczy? Bo wg mnie większość uczestników nie rozumie podstawowego problemu takich przedsięwzięć – problemu selekcji treści, ich moderacji. Co innego bowiem zgromadzić w jednym miejscu linki do setek artykułów w Internecie, a co innego poprowadzić czytelnika przez ten gąszcz tak, żeby faktycznie dotarł on do treści wartych jakiejkolwiek uwagi. Innymi słowy – tagowanie nie wystarcza. Link to za mało. Musi temu towarzyszyć czynnik ludzki. Musi temu towarzyszyć społęczność – ale nie dowolna, nie byle jaka.
Społeczność filmweb.pl to udane przedsięwzięcie – głównie dlatego, że było od początku tworzone jako spójna całość – nie było tam sytuacji naginania istniejących mechanizmów do ideologii społeczności web 2. Dodajmy – społeczność filmweb została wymyślona i jest animowana przez wyspecjalizowaną firmę Artegence. Więc nie do końca jest to samorzutne społeczeństwo web 2. Jednak warto się temu przyjrzeć, bo w ich przypadku to działa, a przy tym ilustruje praktyczne problemy. Takim głównym problemem jest (jak już sygnalizowałem powyżej) moderowanie tej grupy, kreowanie liderów. Filmweb przyjął jako główne kryterium ilość i konsekwencję. Im ktoś więcej dodaje newsów i są one akceptowane przez innych, tym lepiej. Dzięki temu wydawca Filmwebu ma dużą bazę ciekawostek i newsów. Ale w mojej ocenie nie ma to poważniejszego znaczenia opiniotwórczego w kręgach filmoznawczych – nie znam osób, które szukałyby w społeczności Filmwebu autorytetów recenzenckich.
Jest to jednak rzetelna próba spójnego wciągnięcia wolontariuszy w komercyjny system serwisu i zarabiania na nich. Oczywiście zarabienie jest w obydwu kierunkach – najpierw oni dostarczają treści do serwisu, a w drugą stronę obdywa się tam normalna marketingowa robota profilowania behawioralnego użytkowników – w efekcie można im wyświetlić reklamę dostosowaną do ich potrzeb.
I teraz pora na moje fantazje, czyli – całkiem mi obce – teoretyzowanie. W zasadzie możecie darować sobie dalszą lekturę.
Konferencja o której mowa zaledwie musnęła to, co w moich oczach wydaje się podstawowe.
A. podział na blogosferę masowych portali/wortali tematycznych i blogosferę niezależną, generowaną przez jednostki;
B. metody selekcji treści tworzonych przez blogi – (uwaga!) nie wystarczy bowiem zachować dystynkcję między blogerem, a jego moderatorem, tym, który będzie decydował, czy dany blog jest warty szerszego promowania. Trzeba zrobić jeszcze jeden krok – sprawdzić i ocenić samego moderatora. Wiem: to brzmi orwellowsko, ale taka jest twarda praktyka i takie są realia.
C. nikt nie wspomniał o osi czasu – przeciętne blogi żyją relatywnie krótko (mniej niż rok), a te długodystansowe też mają okresy wzmożonej aktywności i uśpienia.
D. brak modelu biznesowego – to prawdziwa pięta achillesowa całej sytuacji. Nie wiadomo co takiego możnaby zaoferować autorowi interesującego bloga sportowego, żeby można wykorzystać jego treści w serwisie sportowym portalu.
I końcowa uwaga. Otóż najciekawsze wystąpienie w całej konferencji miał Zbyszek Braniecki – 22latek pracujący przy projekcie Flocka. Jego wystąpienie cenię sobie najwyżej, ponieważ w prosty i syntetyczny sposób głośno wypowiedział to o czym wiem i myślę od dawna – mianowicie zaakcentował wyraźnie, iż web 2 to w istocie pauperyzacja treści. Nazwał to spłaszczeniem przestrzeni internetowej. Tak naprawdę sprawa jest znana i jest bezpośrednią konsekwencją demokratyzacji sieci web 2 – oto mamy zalew hoi polloi i treści, które sporadycznie są warte czegokolwiek. Zatem szumnie głoszone hasła wykorzystania treści blogowych w tradycyjnych redakcyjnych serwisach mogą się okazać (powiem to oględnie i bardzo zachowawczo) nader mało efektywne.
A. Spłaszczenie przestrzeni internetu
B. Utrata możliwości klasyfikacji ważności
C. Brak redaktorów – utrata opiniotwórczości
D. Najłatwiej znaleźć informacje 'ciekawe’, 'fajne’, a nie 'ważne’, 'potrzebne’, 'mądre’
E. Totalna demokracja == impas. Weto oddolnym problemem społeczności informatycznych
Zbyszek postawił także inną bardzo ciekwą tezę: że selekcja treści w przyszłości będzie realizowana nie tyle przez armie moderatorów, elity zaufanych recenzentów etc. ale na poziomie wyszukiwarki. To Google będzie nam mówił, czy warto odwiedzić daną stronę, czy nie …. Nawet jeśli nie będzie to tylko Google, ale parę centrów wyszukiwawczych, to efekt będzie podobny – wyszukiwarki będą przyszłością web 2.0.
To śmiała teza, ale ma wszelkie pozory prawdopodobieństwa. Serwisy blogowe portalu mają obecnie dwa problemy, które spędzają nam sen z powiek. Najpierw wydajność – czyli technikalia, czyli walizki pełne dewiz na utrzymanie i bataliony programistów … Po drugie: właśnie pozycja w wyszukiwarce.
A tu głos Piotra.
empiryk
23 czerwca 2006 at 10:10 |
@kiko
Aaa… teraz cię rozumiem. Ale twój problem jest problemem wyłącznie psychologicznym: widzisz świat dwubarwny – czarno-biały. Widzisz go jako walkę starego z nowym. A tymczasem rzeczywistość jest jak papier toaletowy – generalnie szara.
rko
25 czerwca 2006 at 13:35 |
Witam,
Ja trochę z innej beczki. Mam pytanie – co myślicie o takiej koncepcji. Zakładając, że Web 2.0 to ruch podobny do gorączki złota, w której tylko kilka pierwszych projektów jest w stanie przynieść korzyści biznesowe (kto pierwszy odkryje dobry model zarobi krocie) to czy nie jest rozsądnym podejściem postawienie na produkcję narządzi dla tych którzy chcą brać udział w ruchu Web 2.0 (na gorączce złota najwięcej zarobili producenci szpadli i wiader).
empiryk
25 czerwca 2006 at 14:43 |
To jest rozsądne podejście ;)
Co więcej – praktycznie sprawdza się na 100% – żywe przykłady? Proszę bardzo: wielkie portale kupują właśnie takie aplikacje, żeby za ich pomocą poszerzyć swój zasięg lub nie stracić istniejącego. Albo jeszcze – przecież dlatego nie ma sensownego portalu bez narzędzi web 2 – blogi, fotoblogi, sieci społeczne, fora dyskusyjne/tematyczne (nie dotyczy to bezpośrednio usenetu). Owszem: to nie jest zarabianie czystej kasy, ale trzymanie zasięgu – tym niemniej idzie to w kierunku o którym piszesz. Oczywiście IMVHO :)