moje potyczki z Olympusem e510
- By Krzysztof Kudłacik
- In varia
- With 27 komentarzy
- On 1 sie | '2007
Poniekąd jaki to aparat – każdy widzi (por. artykuł w optyczne.pl). Ja miałem okazję w miniony weekend używać tego aparatu i zrobić nim trochę zdjęć. To zaawansowany sprzęt. Ale po wykonaniu może dwustu zdjęć w świetle zastanym – głównie reportaże – nie czuję przemożnej chęci posiadania tego systemu. Ale być może to tylko moja wina i mojego nieudacznictwa. Może wystarczyło czytać instrukcję do e510 następne cztery godziny?
Poniżej wyrywkowe wrażenia z Olympusa e510.
Proszę nie odczytywać mojego tekstu jako przyczynku do porównania mojego Sony Alfa A100 z produktem Olympusa – pozory mylą. Jak już wcześniej wspominałem, nie podniecam się niemal wcale sprawami sprzętowymi i święte wojny systemowe mnie nie nawilżają. Interesują mnie wyłącznie zdjęcia i proces fotografowania.
Pierwsze, co mnie uderzyło od początku – to dość ciężki aparat: miałem subiektywne wrażenie większego ciężaru, nawet ze standardowym obiektywem. W dłuższej sesji – szczególnie reportażówce, gdzie trzeba się nabiegać i nagimnastykować, to może okazać się problemem. Na szczęście kiedy ręka przywyknie do aparatu, wrażenie ciężaru zostaje ograniczone.
Drugie – model e510 ma sporo funkcji wyciągniętych do przycisków na obudowę, więc np. zmiana czułości matrycy jest na wyciągnięcie palucha. To może być przydatne, gdy warunki pracy w czasie sesji ulegają zaskakującej zmianie. Ale nie czarujmy się: to dość wyjątkowe sytuacje. Usytuowanie rozmaitych funkcji w klawiszach na obudowie to cecha zaawansowanych modeli aparatów.
Trzecia sprawa – mnożnik matrycy – to malusieńka matryca i ogniskową należy mnożyć przez dwa! W praktyce oznacza to, że o szerokim kącie można zapomnieć. Szczególnie gdy chcesz używać prawdziwych szkieł M42. Sytuacje ratuje posiadanie systemowego obiektywu w którym najkrócej jest 14 mm – czyli 28 mm optycznej ogniskowej. To jest akceptowalne. Ale już założenie – także systemowego – świetnego szkła 50/2 zaskoczy niemal każdego, bo otrzymujemy przecież aż 100 mm obiektyw! Jak na moje gusta, odrobinę za dużo jak na portretówkę. Ale to może także być zaletą: 100 mm z takim jasnym obiektywem …
Przechodzę do spraw kluczowych. Oto Olympus zadbał o polskie menu. Bardzo ułatwia to poruszanie się w gęstwinie opcji i ustawień. Celowo używam słowa gęstwina, bo opcji jest bardzo dużo i sporo się trzeba namęczyć, żeby odszukać potrzebne ustawienie – szczególnie, kiedy nie ma się wcześniejszej znajomości systemu Olympusa. Dodam jednak, iż architekci tej lustrzanki dołożyli pewnych starań, żeby użytkownikowi sprawę ułatwić. Niestety wiele nazw zostaje w języku polskim tak skróconych, że trudno domyślić się co one kryją? Innych natomiast nie udało się oddać w naszym pięknym ojczystym języku i zamiast tego nagle w menu napotykamy ikonę zamiast napisu (manu wyboru formatu zapisu plików na karcie).
Inne z kolei ustawienia są tak nazwane, że można je odcyfrować tylko z drukowaną instrukcją pod ręką. Ja osobiście dotąd nie mam pewności co kryją kryptonimy SHG, HQ czy inne dla formatu plików .jpg.
Malutka matryca daje znać o sobie na czułościach 800 i wyżej, kiedy szumy stają się nader wyraźne. Te szumy jednak nie wydaja mi się większe niż w moim Sony Alfa. To dla mnie nie jest kluczowa sprawa, bo w codziennej praktyce zwykle nie wykraczam powyżej ISO 400 – a w tym zakresie obydwa aparaty są porównywalne.
Jak pisałem wyżej – nie było moim celem robienie ścisłego technicznego porównania: przykładowo nie miałem okazji bliżej zobaczyć w akcji stabilizacji obrazu – podobnie jak w Sony zlokalizowanej w korpusie. Jednak w drugiej sesji miałem trochę ujęć z teleobiektywem, gdzie niestety kilka kadrów zostało ruszonych, bo robiłem je z ręki (nie mama monopoda, który byłby tu w sam raz) – stabilizacja nie dała tu o sobie znać. Wspominam o tym pro forma, bo nawet sami fachowcy znacznie różnią się do samej metodologii pomiaru stabilizacji między różnymi aparatami, więc sprawa nie wymaga ode mnie większego wysiłku, prawda?
Sprawa przy której projektanci lustrzanki Olympusa polegli całkowicie to ergonomia tego aparatu fotograficznego: jest tragiczna. To mogę powiedzieć ze spokojnym sumieniem – z tym aparatem pracuje się źle. Najpierw rzecz najprostsza: korekta ekspozycji. Aby ją robić płynnie i w czasie sesji, trzeba złapać aparat lewą ręką (za obiektyw), aby uwolnić palce prawej ręki i najpierw nacisnąć przycisk umieszczony w przedniej części korpusu, a potem zakręcić kółkiem sterującym umieszczonym w tylnej części obudowy. Jeśli drogi czytelniku nie wiesz o czym piszę (chodzi o ten manewry rękoma), to zrozumiesz mnie, jak tylko dostaniesz do rąk e510. A przecież korekta ekspozycji to jedna z trzech funkcji, których używa się płynnie i na bieżąco w trakcie fotografowania! Druga taka funkcja to otwieranie/domykanie przysłony (w 99% sytuacji pracuję na priorytecie przysłony). Trzecia to wybór pola autofokusa. To właśnie druga poważna porażka lustrzanki o której piszę. Nie doszukałem się możliwości manualnego wskazania punktu do którego autofokus ma ostrzyć. Domyślam się, że w Olympusie e510 są tylko trzy takie punkty – lewo, prawo, środek – umieszczone poziomo obok siebie. Steruje tym mały przycisk pod kółkiem sterującym. W moim Sony Alfa mam bodaj dziewięć takich punktów umieszczony w dużym kwadracie – punkt wybieram wygodnym, dużym przyciskiem sterującym ulokowanym wygodnie pod samym kciukiem prawej dłoni.
I sprawa zastanawiająca na koniec. Zapewne popiszę się tu jakąś kosmiczną niewiedzą co do systemu Olympusa. Ale niekoniecznie. Mój olek pracujący na fabrycznych ustawieniach robił zdjęcia popsute kolorystycznie (sic!): wszystkie wyraźnie uciekały w żółć i (mniej) w zieleń. Dotyczyło to zarówno .jpg, jak i plików RAW (tu: .orf). W pierwszej chwili myślałem, że to źle ustawiony balans bieli, ale sprawdziłem i balans był automatyczny, a zabarwienie było obecne w każdym świetle przy którym fotografowałem: dziennym, zwykłej pokojowej żarówce i firmowej Olympusa lampie błyskowej.
To specyficzne odbarwienie dotyczyło także plików .tiff konwertowanych z .orf.
Tu inna ciekawostka. Pliku .orf nie rozpoznał mi Adobe Lightroom! Pobrałem więc oryginalny soft z Olympusa i tu też poniosłem porażkę – moje pliki się nie czytały nawet w oprogramowaniu producenta. Sprawa o tyle zaskakująca, że za trzecim podejściem znalazłem jakiś konwerter formatów – tu: ReaConverter 5.0 Pro – i tam udało się otworzyć moje .orf i wypuścić z nich .tiff – oczywiście nie było tu żadnej możliwości modyfikacji oryginalnych .orf – choćby, aby wykonać najprostsze korekty ekspozycji, krzywych etc.
Nie pozostało mi nic innego, jak wychodząc z .tiff wypuścić coś w b&w: nuda panie.
Konkludując: e510 to zaawansowana lustrzanka. Ale nie jest pozbawiona wad, które mogą być uciążliwe w codziennym użytkowaniu. Oczywiście kocha się coś nie dlatego, ale głównie pomimo prawda? Osobiście odbieram ten sprzęt jako aparat przesadnie naładowany różnymi funkcjami, które jednak często mają nikły związek z walorami użytkowymi. Do tego ostatniego dam jeszcze dwie ilustracje. Jednak to program tematyczny dzieci – zapewne pozwalający lepiej fotografować nasze pociechy. Ale niestety mój rozumek wielkości orzeszka nie widzi tu najmniejszej korzyści, ani nie rozumie, na czym ma polegać specyfika tego programu? Nawet nie chce mi się o nim czytać w manualu. Druga ilustracja. Olympus e510 posiada możliwość podglądu m.in. histogramu oraz martwych pikseli. Ale już nie rozumiem, czemu martwe piksele – czyli obszary przepalone: całkiem białe lub całkiem czarne – pokazywane są oddzielnie dla bieli i dla czerni? Trzeba nacisnąć przycisk dwa razy (raz widać tylko białe martwe piksele, drugim razem tylko czarne) – a ja przecież mam na tyle dobry wzrok, że widzę, czy przepał jest na białym, czy na czarnym…
Chyba ostatnie spostrzeżenie: Olympus jest mało wygodny w uchwycie. Źle się go trzyma – umieszczona po prawej stronie standardowa rękojeść jest mniejsza niż w Sony Alfa, który często jest krytykowany za swoją rzekomo za małą rękojeść…
empiryk
14 października 2007 at 19:06 |
Pawle – nie ma między nami wyraźniejszej różnicy: optykę z Olympusa bardzo wysoko cenię. I ona się też bardzo wysoko ceni :)
empiryk
20 października 2007 at 18:34 |
Jeszcze dwa, może trzy komentarze odnośnie e510. Po pierwsze: ponownie chcę położyć akcent na fakcie, że powyższa notka nie polega na krytyce tego aparatu i nie jest przyczynkiem do świętej wojny systemowej :) ja niczyich uczuć religijnych nie chcę naruszać. Opisałem jedynie wiernie moje odczucia pod dwóch dłuższych spotkaniach z tym aparatem.
Po drugie: rozwiązałem zagadkę zażółconych zdjęć. Najpierw wrzuciłem temat koleżance z pracy, która od dawna korzysta z systemu Olympusa – aktualnie używa model e400. Patrzyła, oglądała, głową kręciła … i poległa. Wpadłem w panikę, bo na serio zacząłem się liczyć z tym, że egzemplarz, który używałem jest popsuty. Dotąd byłem święcie przekonany, że przyczyną musi być jakiś trywialny błąd.
W akcie desperacji wrzuciłem pytanie na pl.rec.foto.cyfrowa – dopiero po jakimś czasie znalazło się rozwiązanie. Na szczęście proste: aparat (z jakichś przyczyn) pracował w przestrzeni barwnej Adobe RGB – zmiana na sRGB rozwiązała problem. Oby każdy miał takie głupie i łatwe do rozwiązania kłopoty ;)
Trzecia i ostatnia uwaga. Wziąłem e510 do studia. Synchronizacja PC z lampą zadziałała bez problemu, ale … właśnie. Tu kamyczek do ogródka projektantów menu i opcji elektronicznych zabawek jakimi są aparaty cyfrowe oraz ludzi decydujących o nazewnictwie/terminologii.
Olek synchronizował się, ale dziwnie – tzn. naciskałem spust migawki, następnie wizjer był zamykany przez podniesione lustwo – czyli: widzę ciemność przez 3 lub 4 sekundy – i dopiero potem migawka zadziałała i włączała lampę.
Pojawiło się zadanie wyłączenia podnoszenia lustra. Ale gdzie jest ta opcja? Po chwili znajdujemy (było nas trzech …) i wyłączamy. Zapinam stopkę i kabel…. i zonk: lustro nadal działa, jak wcześniej. Więc gdzie ta właściwa opcja i jak się nazywa? Jako soniarz/minolciarz – jej nie znalazłem; kolega, który korzysta z Canona też jej się nie doszukał; wreszcie Piotrek (nikoniarz) zdenerwował się tymi jałowymi poszukiwaniami i po pięciu minutach szperania dotarł do tajemniczej opcji antishake – wyłączył ją i oto lustro zaczęło się podnosić!
ps. wyznawcy Olympusa niech mi wybaczą ew. pomyłki w terminologii
Adrianos
14 listopada 2007 at 17:12 |
Kolego. Nie ma szerokiego kata? Poczytaj sobie, odrób lekcje. W ofercie olympusa masz szkło 8mm czyli 16 po przemnożeniu. Jesli to nie szeroki kat to nie opisuj może aparatów fotograficznych. Co do szumów, to sprawdź czy masz 510 a nie 500 he he . Właśnie przy wyższych ISO Olek ma minimalne szumy. Słabiej wypada jedynie przy ISO 100.
Ergonomia? Ergonomiczny jest ten kloc Sony? A trzymałeś Eosa 400? Oj kolego – nieodrobione lekcje, nieodrobione. 9 punktów AF – zazwyczaj uzywa sie 1.
Kolory w źólć – kolego ty nie robiłeś zdjęć Olkiem – on najwyżej niebieski przedobrza, a i tak mniej niż Nikon.
Co do otwierania plików – no sory,ale chyba coś wąchałeś.
Adrianos
14 listopada 2007 at 17:13 |
PS.Dla jasności nie mam Olka
Alebędemiał.
Adrianos
14 listopada 2007 at 17:14 |
I jeszcze jedno
Cena każdegoobiektywu Olka jest niższa niż odpowiednikatej samej klasy w innych systemach. To tezpowód, dlaktórego będę miał Olka
empiryk
16 listopada 2007 at 19:56 |
@Adrianos
Uprasza się o czytanie ze zrozumieniem. To bardzo mało.
Tomek
25 listopada 2007 at 0:50 |
Tatanek:
czy 28 mm nie jest szerszy od wspomnianego 35mm?? Przypomne, ze 14 mm w E-510 to 28 mm w malym obrazku. Fajny szeroki (amatorsko) kat do mieszkan.
Empiryk:
Cenne sa Twoje spostrzezenia, ale… wynikaja one z tego, ze pewnie przez dluuuugi czas uzywasz Sony. Stad ta ergonomia itd. Jezdzac przez 5 lat VW, przesiadasz sie na jakiegos Japonca i… Kurde!Ale fatalna ergonomia!
Takie porownanie – mysle, ze tak wlasnie jest.
Nie mam jeszcze E-510, ale z uwagi na SWIETNA OPTYKE kitowa, stabilizacje i cene – bede go mial :) I tym ten model "bije" odpowiedniki konkurencji.
pozdrawiam serdecznie.
PS. mialem okazje porownac fotki E-510,D-80,Canona 400D, Twojego Sony i jakiegos"wypasionego" Panasa.Dla amatora i zaawansowanego amatora nie ma wiekszej roznicy. Ot co :)
empiryk
25 listopada 2007 at 9:21 |
Tomku- Minolt używam od zeszłego roku (2006), a A100 mam pierwszy sezon. Nie wiem, czy to długo? Z pewnością dośc, żeby poznac sprzęt i przyzwyczaic sie.
Andrzej
28 grudnia 2007 at 1:31 |
Chyba synonimem "sybiektywnych odczuć" czasem jest chapanie głupot"
Piszesz: "Pierwsze, co mnie uderzyło od początku – to dość ciężki aparat: miałem subiektywne wrażenie większego ciężaru, nawet ze standardowym obiektywem."
Dane z dpreview:
Olympus E-510 = 490 g (17.3 oz)
Sony alfa = 638 g (22.5 oz)
No i to byłoby na tyle.
aartur
23 stycznia 2008 at 22:42 |
tez nie zgadzam sie z wiekoszscia uwag rozumiem ze sa subiektywne ale jesli ktos wlasnie wybiera aparat moze nie potrzebnie zmienic zdanie polegajac na tym tekscie
ja mysle do tygodnia bede szczesliwym posiadaczem e510 tez dlugo analizowalem i dla amatora nikt nie oferuje w kwocie do 3k wiecej naprawde nikt!!