head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

moje potyczki z Olympusem e510

Poniekąd jaki to aparat – każdy widzi (por. artykuł w optyczne.pl). Ja miałem okazję w miniony weekend używać tego aparatu i zrobić nim trochę zdjęć. To zaawansowany sprzęt. Ale po wykonaniu może dwustu zdjęć w świetle zastanym – głównie reportaże – nie czuję przemożnej chęci posiadania tego systemu. Ale być może to tylko moja wina i mojego nieudacznictwa. Może wystarczyło czytać instrukcję do e510 następne cztery godziny?
Poniżej wyrywkowe wrażenia z Olympusa e510.

Proszę nie odczytywać mojego tekstu jako przyczynku do porównania mojego Sony Alfa A100 z produktem Olympusa – pozory mylą. Jak już wcześniej wspominałem, nie podniecam się niemal wcale sprawami sprzętowymi i święte wojny systemowe mnie nie nawilżają. Interesują mnie wyłącznie zdjęcia i proces fotografowania.

Pierwsze, co mnie uderzyło od początku – to dość ciężki aparat: miałem subiektywne wrażenie większego ciężaru, nawet ze standardowym obiektywem. W dłuższej sesji – szczególnie reportażówce, gdzie trzeba się nabiegać i nagimnastykować, to może okazać się problemem. Na szczęście kiedy ręka przywyknie do aparatu, wrażenie ciężaru zostaje ograniczone.

Drugie – model e510 ma sporo funkcji wyciągniętych do przycisków na obudowę, więc np. zmiana czułości matrycy jest na wyciągnięcie palucha. To może być przydatne, gdy warunki pracy w czasie sesji ulegają zaskakującej zmianie. Ale nie czarujmy się: to dość wyjątkowe sytuacje. Usytuowanie rozmaitych funkcji w klawiszach na obudowie to cecha zaawansowanych modeli aparatów.

Trzecia sprawa – mnożnik matrycy – to malusieńka matryca i ogniskową należy mnożyć przez dwa! W praktyce oznacza to, że o szerokim kącie można zapomnieć. Szczególnie gdy chcesz używać prawdziwych szkieł M42. Sytuacje ratuje posiadanie systemowego obiektywu w którym najkrócej jest 14 mm – czyli 28 mm optycznej ogniskowej. To jest akceptowalne. Ale już założenie – także systemowego – świetnego szkła 50/2 zaskoczy niemal każdego, bo otrzymujemy przecież aż 100 mm obiektyw! Jak na moje gusta, odrobinę za dużo jak na portretówkę. Ale to może także być zaletą: 100 mm z takim jasnym obiektywem …

 

Przechodzę do spraw kluczowych. Oto Olympus zadbał o polskie menu. Bardzo ułatwia to poruszanie się w gęstwinie opcji i ustawień. Celowo używam słowa gęstwina, bo opcji jest bardzo dużo i sporo się trzeba namęczyć, żeby odszukać potrzebne ustawienie – szczególnie, kiedy nie ma się wcześniejszej znajomości systemu Olympusa. Dodam jednak, iż architekci tej lustrzanki dołożyli pewnych starań, żeby użytkownikowi sprawę ułatwić. Niestety wiele nazw zostaje w języku polskim tak skróconych, że trudno domyślić się co one kryją? Innych natomiast nie udało się oddać w naszym pięknym ojczystym języku i zamiast tego nagle w menu napotykamy ikonę zamiast napisu (manu wyboru formatu zapisu plików na karcie).
Inne z kolei ustawienia są tak nazwane, że można je odcyfrować tylko z drukowaną instrukcją pod ręką. Ja osobiście dotąd nie mam pewności co kryją kryptonimy SHG, HQ czy inne dla formatu plików .jpg.

Malutka matryca daje znać o sobie na czułościach 800 i wyżej, kiedy szumy stają się nader wyraźne. Te szumy jednak nie wydaja mi się większe niż w moim Sony Alfa. To dla mnie nie jest kluczowa sprawa, bo w codziennej praktyce zwykle nie wykraczam powyżej ISO 400 – a w tym zakresie obydwa aparaty są porównywalne.

Jak pisałem wyżej – nie było moim celem robienie ścisłego technicznego porównania: przykładowo nie miałem okazji bliżej zobaczyć w akcji stabilizacji obrazu – podobnie jak w Sony zlokalizowanej w korpusie. Jednak w drugiej sesji miałem trochę ujęć z teleobiektywem, gdzie niestety kilka kadrów zostało ruszonych, bo robiłem je z ręki (nie mama monopoda, który byłby tu w sam raz) – stabilizacja nie dała tu o sobie znać. Wspominam o tym pro forma, bo nawet sami fachowcy znacznie różnią się do samej metodologii pomiaru stabilizacji między różnymi aparatami, więc sprawa nie wymaga ode mnie większego wysiłku, prawda?

Sprawa przy której projektanci lustrzanki Olympusa polegli całkowicie to ergonomia tego aparatu fotograficznego: jest tragiczna. To mogę powiedzieć ze spokojnym sumieniem – z tym aparatem pracuje się źle. Najpierw rzecz najprostsza: korekta ekspozycji. Aby ją robić płynnie i w czasie sesji, trzeba złapać aparat lewą ręką (za obiektyw), aby uwolnić palce prawej ręki i najpierw nacisnąć przycisk umieszczony w przedniej części korpusu, a potem zakręcić kółkiem sterującym umieszczonym w tylnej części obudowy. Jeśli drogi czytelniku nie wiesz o czym piszę (chodzi o ten manewry rękoma), to zrozumiesz mnie, jak tylko dostaniesz do rąk e510. A przecież korekta ekspozycji to jedna z trzech funkcji, których używa się płynnie i na bieżąco w trakcie fotografowania! Druga taka funkcja to otwieranie/domykanie przysłony (w 99% sytuacji pracuję na priorytecie przysłony). Trzecia to wybór pola autofokusa. To właśnie druga poważna porażka lustrzanki o której piszę. Nie doszukałem się możliwości manualnego wskazania punktu do którego autofokus ma ostrzyć. Domyślam się, że w Olympusie e510 są tylko trzy takie punkty – lewo, prawo, środek – umieszczone poziomo obok siebie. Steruje tym mały przycisk pod kółkiem sterującym. W moim Sony Alfa mam bodaj dziewięć takich punktów umieszczony w dużym kwadracie – punkt wybieram wygodnym, dużym przyciskiem sterującym ulokowanym wygodnie pod samym kciukiem prawej dłoni.

I sprawa zastanawiająca na koniec. Zapewne popiszę się tu jakąś kosmiczną niewiedzą co do systemu Olympusa. Ale niekoniecznie. Mój olek pracujący na fabrycznych ustawieniach robił zdjęcia popsute kolorystycznie (sic!): wszystkie wyraźnie uciekały w żółć i (mniej) w zieleń. Dotyczyło to zarówno .jpg, jak i plików RAW (tu: .orf). W pierwszej chwili myślałem, że to źle ustawiony balans bieli, ale sprawdziłem i balans był automatyczny, a zabarwienie było obecne w każdym świetle przy którym fotografowałem: dziennym, zwykłej pokojowej żarówce i firmowej Olympusa lampie błyskowej.
To specyficzne odbarwienie dotyczyło także plików .tiff konwertowanych z .orf.
Tu inna ciekawostka. Pliku .orf nie rozpoznał mi Adobe Lightroom! Pobrałem więc oryginalny soft z Olympusa i tu też poniosłem porażkę – moje pliki się nie czytały nawet w oprogramowaniu producenta. Sprawa o tyle zaskakująca, że za trzecim podejściem znalazłem jakiś konwerter formatów – tu: ReaConverter 5.0 Pro – i tam udało się otworzyć moje .orf i wypuścić z nich .tiff – oczywiście nie było tu żadnej możliwości modyfikacji oryginalnych .orf – choćby, aby wykonać najprostsze korekty ekspozycji, krzywych etc.
Nie pozostało mi nic innego, jak wychodząc z .tiff wypuścić coś w b&w: nuda panie.

Konkludując: e510 to zaawansowana lustrzanka. Ale nie jest pozbawiona wad, które mogą być uciążliwe w codziennym użytkowaniu. Oczywiście kocha się coś nie dlatego, ale głównie pomimo prawda? Osobiście odbieram ten sprzęt jako aparat przesadnie naładowany różnymi funkcjami, które jednak często mają nikły związek z walorami użytkowymi. Do tego ostatniego dam jeszcze dwie ilustracje. Jednak to program tematyczny dzieci – zapewne pozwalający lepiej fotografować nasze pociechy. Ale niestety mój rozumek wielkości orzeszka nie widzi tu najmniejszej korzyści, ani nie rozumie, na czym ma polegać specyfika tego programu? Nawet nie chce mi się o nim czytać w manualu. Druga ilustracja. Olympus e510 posiada możliwość podglądu m.in. histogramu oraz martwych pikseli. Ale już nie rozumiem, czemu martwe piksele – czyli obszary przepalone: całkiem białe lub całkiem czarne – pokazywane są oddzielnie dla bieli i dla czerni? Trzeba nacisnąć przycisk dwa razy (raz widać tylko białe martwe piksele, drugim razem tylko czarne) – a ja przecież mam na tyle dobry wzrok, że widzę, czy przepał jest na białym, czy na czarnym…
Chyba ostatnie spostrzeżenie: Olympus jest mało wygodny w uchwycie. Źle się go trzyma – umieszczona po prawej stronie standardowa rękojeść jest mniejsza niż w Sony Alfa, który często jest krytykowany za swoją rzekomo za małą rękojeść…

Yo, stary wyjechał do Reichu arrow-right
Next post

arrow-left przedziwne zjawisko kinowe
Previous post

  • futomaki.pl

    1 sierpnia 2007 at 13:50 | Odpowiedz

    Oj – żebyś wojny systemowej nie wywołał. :)

    Zaraz Cię zwolennicy Olka zjedzą.

    Ja zawsze mówiłem, że Nikon najlepszy :P

  • empiryk

    1 sierpnia 2007 at 14:18 | Odpowiedz

    Ja żadnej wojny nie chcę i mój opis jest bardzo powierzchowny, ale za to szczery. nie silę się na specjalny obiektywizm i nie podpieram się mniemanymi testami wyższości świąt bożego narodzenia nad wielką nocą etc.
    Jestem przyzwyczajony do innego systemu i nie ukrywam tego tam, gdzie jestem pewien mojej oceny. e510 to dobry aparat, ale mógłby być znacznie lepszy. To, co zawarłem w artykule, to efekt kilkunastu godzin obcowania z instrukcją obsługi, aparatem i jego faktyczne używania. Wykorzystałem go dwukrotnie: fotografując paradę pojazdów militarnych z 'Operacji Południe’ w Bielsku-Białej i dzień później, u siebie w Andrychowie robiąc zdjęcia na pokazie żonglerki w parku miejskim. Zatem faktycznie i poważnie korzystałem ze sprzętu.

  • bober88

    1 sierpnia 2007 at 16:37 | Odpowiedz

    Mnie właśnie zastanawiało, co to za sprzęt dzierżyłeś w swoich dłoniach w niedziele :) Teraz wszystko stało się jasne – myślę, że ja z chęcią zamieniłbym swojego Fujika na takiego Olympusa :D

  • empiryk

    1 sierpnia 2007 at 19:05 | Odpowiedz

    Miałem wypożyczony cały bazowy system Olympusa: cztery obiektywy włącznie z rybim okiem, lampa, karty pamięci oraz kompakt, całość w firmowej wielgachnej torbie ;)

  • salvadhor

    1 sierpnia 2007 at 20:39 | Odpowiedz

    Patrzysz na sprzęt Olka przez pryzmat swojego obecnego aparatu. A szczerze mówiąc, wszystko jest sprawą przyzwyczajenia. Ja mam E-500, nie przyzwyczajony byłem do drugiej rolki i górnego lcd i … i mi ich nie brakuje, doskonale jedną ręką zmieniam wartość ekspozycji, czy inne parametry z wykorzystaniem tego przycisku i jedynej rolki w aparacie.
    E-510 jest cięższy od E-500 – a to główny zarzut stawiany E-500, że jest za lekki do stabilnego utrzymania w ręce – zresztą, ta różnica w wadze, to kilkadziesiąt gram, a nie kilogramów. Jak dla mnie to plus na korzyść E-510.

    Crop x2 ? No tak, szeroki kąt ciężko uzyskać ( mamy ZD 11-22mm 1:2.8-3.5 i ZD ED 7-14mm 1:4 a w paru miesiącach ZD 12-60mm ), ale za to z taką Sigmą 135-400 mamy na końcu 800mm !

    Szumy … W E-510 można włączyć redukcję tych szumów i siłę tej redukcji. Wg. mnie jest nieźle, iso800 jest w zupełności akceptowalne. W E-500 mam stracha przed użyciem iso400. Minusem jest stopniowanie czułości w E-5100 – nie ma pośrednich iso pomiędzy 800 a 1600. Poza tym, testy wykazały, że iso1600 to tak naprawdę … iso1250.

    Co do pracy stabilizacji … Nie wiem, może nie miałeś jej włączonej ? Widziałem na dpreview.com fotki ludzi robiących zdjęcia nie ruszone przy np. 1/6 (sic!).

    Co do pól autofokusa – znowu kwestia przyzwyczajenia. Są osoby, które niszczą Olka za te 3 pola. A ja po prostu nauczyłem się korzystać z jednego z nich. I tyle mi wystarcza. Nie zaprzątam sobie głowy podczas kadrowania, które pole wybrać, tylko łapię ostrość na centralne, a potem przekadrowuję. I to działa.

    Co do jakości kolorystycznej zdjęć nie mam pomysłu. Może aparat miał ustawione jakieś podbicie saturacji, czy co …

  • empiryk

    2 sierpnia 2007 at 9:02 | Odpowiedz

    Twoje słowa potwierdzają moje przekonanie co do szerokiego konta: że to zabawka dla zamożnych. Kwestia uchwytu – chyba nie miałeś innego wyjścia i nabyłeś odrobinę ekwilibrystycznych umiejętności. Zrobiłbym na twoim miejscu to samo.
    Co do pól autofokusa: dla mnie to kluczowa wada – brak ci ich i musisz chcąc niechcąc używać innego przełącznika (tu: blokada ekspozycji).
    Sprawa dziwnej żółtawej tonacji kolorystycznej – pewnie coś w tym aparacie jest źle ustawione a ja nie umiem (na razie) tego skorygować. Takie podejrzenie wzmocniła (reklama, bo to nie jest recenzja) lektura artykułu z fotopolis: połowa ilustracji z artykułu jest właśnie zażółcona – a na koniec są dobre, czyściutkie fotki.
    Co do tych plików .orf to (poza manualnym autofokusem) najbardziej mnie zabolało – pliki te nie dawały się otworzyć w firmowym sofcie – a ich import do fotoszopa kończył się komunikatem o błędzie z powodu uszkodzenia pliku źródłowego. Dziwne.

  • Tatanek

    24 września 2007 at 9:15 | Odpowiedz

    cześć

    Miałem tego 'olka’ na oku jak pozbywałem się EOS’a 400D ale szybko podziękowałem. Po pierwsze, tak jak Tobie, wydał mi się bardzo niewygodny (zmiana ustawień) i nieergonomiczny (uchwyt zdecydowanie za mały podobnie jak w 400D). Po drugie trzypunktowy autofocus. Przerabiałem takie coś w EOS 50e i baaardzo brakowało mi sensorów w rogach kadru. Niby jest blokada ostrości, ale takie kombinowanie powoduje, że traci się kilka czasem bardzo cennych sekund.
    Co do matrycy… crop x2 to jak dla mnie dramat, bo uwielbiam szerokie kąty. Do "pudła" od olka trzeba by zakładać "rybie oko" żeby robić fotki w mieszkaniu z ogniskową 35mm… no może przesadziłem. :D

  • lolek

    27 września 2007 at 11:38 | Odpowiedz

    "Mój olek pracujący na fabrycznych ustawieniach robił zdjęcia popsute kolorystycznie (sic!): wszystkie wyraźnie uciekały w żółć i (mniej) w zieleń."

    Alfa100 jak widać niż ma tak samo …

    http://born66.net/fotografi

  • empiryk

    27 września 2007 at 15:15 | Odpowiedz

    drogi khem… khem … lolku: nie chciałem urazić twoich uczuć religijnych. Chciałbym, abyś przyjął do wiadomości jedną prostą prawdę: różnimy się kryteriami ocen – ty i ja oraz tzw. recenzenci. Tych ostatnich w dziewięciu przypadkach na 10 można zignorować, bo są śmieszni. Druga rzecz: ja nie bronię A100, bo nie ma to sensu – ja tylko pokazuję, jak mocno istniejące nawyki determinują recepcję innego systemu.
    Co do zdjęcia – błagam cię: nie ośmieszaj się: przeczytaj chociaż podpis pod tym zdjęciem === ono jest koloryzowane w obróbce!

  • Paweł

    13 października 2007 at 9:49 | Odpowiedz

    Witam
    Dogi kolego empiryk nie zgodzę się niestety z Twoją opinią na temat E-510 a to z kilku bardzo prostych powodów. Jak wszyscy wiemy w lustrzankach o jakości obrazu decyduje optyka a ta z kolei jest znakomita w przypadku Olympusa.
    Proste porównanie – kitowe obiektywy pozostałych firm(nikon,sony,pentax,canon) mają ogniskową od 18mm co po przemnożeniu przez 1,5 lub 1,6 daje 27,28,8 mm. Jak łatwo również policzyć kitowy obiektyw E-510 ma ogniskową 14-45 czyli po przemnożeniu 28-90mm. Różnica polega jednak na tym że jakość i ostrość zdjęć wykonanych tym obiektywem bije na głowę wszystkie kitowe obiektywy ( a nawet sporo droższe) ozostałych producentów.
    Wielbiciel macro w e-systemie otrzymuje świetny obiektyw Olympus Zuiko Digital 35mm f/3.5 Macro za ok. 700 zł ! Ten zaś jest dużo lepszy niż nawet dwa razy droższe instrumenty konkurencji.
    Nie będę się z resztą bardzo rozpisywał bo takich przykładów jest dużo powiem tylko tyle że Olympus robi rewelacyjne obiektywy w bardzo dobrych pieniądzach – za podobną jakość w pozostałych firmach trzeba sporo zapłacić(no chyba że kogoś stać kupić amatorską lustrzankę za ok. 2500zł i dokupić obiektywy za 4 tys)
    A co do koloru żółtego na zdjęciach to jest on winą błędnego automatycznego balansu bieli. Chociaż zdjęcia z tego aparatu umieszczone na portalu pbase.com oraz na wielu innych stronach pokazują że ten problem nie istnieje. Jedno jest pewne – nie bardzo można porównać jakość zdjęć z kitowych zestawów Olympusa i np. Sony. No chyba że właściciel tego drugiego od razu zakupi inny obiektyw za co najmniej 1500 zł. Ale musimy pamiętać o tym że te aparaty skierowane są do amatorów którzy nieraz marzą o lustrzance ale nie stać ich na flagowe modele światowych producentów. Więc jak ktoś wydaje uskładane pieniądze na zestaw kitowy to oczekuje pewnej jakości – a tą jakość daje tylko Olympus.

Skomentuj empiryk Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *