wróciło fotografowanie
- By Krzysztof Kudłacik
- In obyczaje
- With 14 komentarzy
- On 21 sie | '2006
Powoli dochodzę do wniosku, że w pewnym wieku zaczyna się wracać do podstaw. Na przykład do fascynacji młodzieńczych. Dlatego dwa lata temu powróciłem do akwarystyki (tym razem: malawi 250 l zbiornik). Dlatego tego lata ponownie zacząłem fotografować.
Zaczęło się od tego, że rok temu kupiłem kompakta cyfrowego (FinePix 310) i pozbyłem się lustrzanki Praktiki (półautomat made by DDR). FinePixa wkrótce zastąpił poważniejszy kompakt Kodak DX7630. Ale na tym się nie skończyło. Kompakt to tylko kompakt.
Tego lata uznałem, że wreszcie ceny poważnych analogowych lustrzanek znalazły się w moim zasięgu. Zaczęło się od Minolty 404si, a obecnie mam Minoltę 700si. Po różnych konsultacjach doszedłem do wniosku, iż optyka manualna na standardowym gwincie M42 wyśmienicie spełnia swoje zadanie.
Ale to tylko początek. Sedno w tym, że postanowiłem nauczyć się fotografowania.
To ostatnie to trudne zadanie. Z kilku przyczyn. Najpierw – nigdy do tego zadania na poważnie się nie zabrałem/zabierałem: bo brakowało inspiracji, bo brakowało kasy na sprzęt, bo nie było czasu. Zgoda – z czasem to nawet dziś nie jest różowo, ale tym razem mam motywację. Chcę tego. Zobaczymy, jak to się w nadchodzącym roku rozwinie.
W fotografii jest dość podobnie jak w tenisie/squashu: sprzęt nie robi zdjęć – robi je człowiek. Bardzo chętnie i z radością ogrywałem kolegów i koleżanki wyposażonych w sprzęt wart grube setki, a ja obywałem się najprostszymi środkami …
W dziedzinie focenia postanowiłem przyjąć na początek tą samą metodę: zaawansowana Minolta i sprzęt wręcz demobilowy: Jupiter 37A 3,5/135, Pentacon 2,8/29, Helios 44M 2/58, pierścienie pośrednie, konwerter makro, mieszek, filtry UV i PCL – całość uzupełnia soczewka +6 dioptrii. Jest też jakiś (na razie marny) statyw. Jak widać z tego zestawu jest to sprzęt do makro i portretów. Minolta 700si z kit-owym obiektywem 28-80 Zoom – daje do tego zwieńczenie: pozwala na dowolną kontrolę nad parametrami fotografowania. Więc na tyle, na ile można na poziomie analogowego fotografowania mam kontrolę nad procesem.
Kwestia uczenia się. Łatwo można się przekonać, że jest wiele miejsc, gdzie powstają i działają społeczności fotografujących. Oczywiście z mojego punktu widzenia i przy moim małym przecież zaawansowaniu lepiej podpiąć się tam, gdzie jest szansa na połączenie dwóch elementów: kompetencji z przychylnością. To dość trudne, ale chyba mi się udało znaleźć taką niszę i cieszę się – przynajmniej jeśli zdjęcie zostaje źle przyjęte, to mam szansę dowiedzieć się, w czym popełniłem błąd – a dzięki temu mogę się czegoś nauczyć. A o to właśnie chodzi mi w pierwszym rzędzie.
Próbki mojego fotografowania można obejrzeć w galeriach.
Co następnie? Być może przejście na lustrzankę cyfrową. Następnie – dalsza zaprawa w makro: trzeba w końcu upolować jakieś robale! Potem: ciąg dalszy portretów. Na dziś udał mi się zaledwie jeden. Owszem – nie miałem wielu prób, ale mam już halogeny do fotografowaniu we wnętrzu i namiar na dobre materiały do manipulowania światłem (przysłony i rozpraszanie). I koniec końców – dość dobrze czuję się w architekturze, więc pewnie odwiedzę klasztor w Kalwarii Zebrzydowskiej (zamówiłem sobie film ISO 800 na tę okazję), uroczy drewniany kościółek w Kleczy i kościół św. Anny w Krakowie – św.Andrzeja chya się nie uda zrobić, bo dostęp dla zwiedzających został poważnie ograniczony – przecudnej urody prezbiterium jest oddzielone kratą…
Craig
21 sierpnia 2006 at 15:36 |
Ja właśnie będę wyzbywać się sprzętu Minolty na rzecz konkurencji — jako że w planach mam zakup lustrzanki cyfrowej (względy ekonomiczne, drogo wychodzi skanowanie klisz) i wybór padł na D70s lub D80, rozpoczynam przenoszenie dotychczasowego zestawu na system Nikona — w planach jest wymiana mojego Dynaxa 60 na Nikona F75 lub F80, jakiś kitzoom i 50 f/1.8D. Tanio, a w miarę dobrze. ;)
walth
21 sierpnia 2006 at 15:59 |
Ja się lubuję w b&w. nie wiem czemu ale uwielbiałem swego czasu (jak jeszcze fotografowałem) robić portrety w ostrych cieniach i światłach. Prawie bez przejść tonalnych. Biel (szarość) w słońcu i obok cień (czerń). Tak samo montowałem sobie na taborecie różne kompozycje i pstrykałem. Jak miałem zajęcia ze Świetlikiem to nie raz nie chciał uwierzyć, że takie kompozycje można zmajstrować na rozlatującym się taborecie z czarnymi kartkami dykty i latareczką do świecenia :) Ale studio profesjonalne rozleniwia :) Teraz czekam na canona s3 cyfrowego. Co prawda to tylko amatorski aparat, ale chyba mi wystarczy na moje potrzeby. Na cyfrową lustrzankę to mnie raczej nie stać. Ale zgadzam się w 100%, że to nie sprzęt robi zdjęcia a ludzie. Ważne jest wyczucie i poczucie piękna czy harmonii. Trzymam kciuki :D
empiryk
21 sierpnia 2006 at 17:46 |
@craig
Podczas przenosin na cyfrę pozostanę przy bagnecie A Minolty. Zmiana systemu dla mnie to za duże wyzwanie finansowe, tym bardziej, że cyfrę będzie trzeba dłuuugo spłacać – jakby doszedł do tego koszt optyki – tu: bardzo drogiej Nikonowskiej – to niestety nie wydoliłbym :( taki lajf.
@walth
Dziękuję za życzenia – zobaczymy, co wyjdzie z tego mojego uczenia się. Mnie do B&W nie ciągnie całkiem – nadaje się do bardzo specyficznych rzeczy – chyba najbardziej do martwej natury i portretów. Pstrykanie przyrody w B&W uważam za skandal. Masz całkowita rację odnośnie minimalizmu – zabawy najprostszymi środkami …
salvadhor
21 sierpnia 2006 at 17:56 |
Oj, przezacny zestaw.
Szczególnie tego mieszka zazdroszczę – sam się zastanawiam nad dokupieniem jakiegoś pierścienia do swojego systemu ( Olek e-500, taką redukcję do 4/3 można już za 60 – 80 zł dostać ) tak żebym mógł użyć m42. Chociaż jak ostatnio poszperałem w sieci, to kultowe i uznane za maestrie szkła Zeissa też potrafią osiągnąć niezłe ceny.
I dlatego przechodzę moment konsternacji i zastanowienia – szkło ZD 35 dedykowane serii E Olympusa mogę wyrwać już za 600 – 700 zł. A z różnych opisów wynika, że jednak poręczniej się takim dedykowanym szkłem posłużyć.
W planach mam statyw ( mus ), lampa ( bo ten palnik wmontowany w aparat to chyba do odstraszania błyskiem służy ). Pewnie się skończy na tym, że będę jeszcze biegał z tymi szkłami co mam, uzupełnię je o ZD 35 ( 14-45 planuję wymienić na 14-54, znający Olka wiedzą o co chodzi, 40-150 daje radę ).
Następny krok, to tak jak pisał przedmówca – kompozycje, ustawianie, próbowanie itp.
I to jest jedna z zalet lustrzanki cyfrowej – siekam zdjęcia tonami, próbuję, ustawiam, przestawiam. Może z jednej strony to rozleniwia, ale z drugiej ma się możliwość wypróbowania różnych ustawień, na testowanie których zwykłej kliszy byłoby żal.
salvadhor
21 sierpnia 2006 at 18:02 |
A i byłbym zapomniał – korekcja zdjęć w Gimpie ( dla windowsowców Photoshopie ) to zło ! :)
Tylko ew. kadrowanie i zmiana rozmarów na potrzeby witryn.
empiryk
21 sierpnia 2006 at 18:11 |
Ja mam statyw, ale jakiś kompletnie szajsowy – za lekki i za mały. No cóż: co tanie, to drogie (jak mawiała moja śp. babcia) – w poziomym kadrowaniu jeszcze od biedy zamontuję na niego aparat z pierścieniami, ale z mieszkiem – nigdy! Sama szyna mieszka (oczywiście całość zdiełano w CCP) jest taka ciężka, że hey!
Ponadto widzę, że mamy podobne podejście do obróbki cyfrowej: to zło! :)
Jeśli już to kadrowanie i kompresja dla www.
Ale mam jeden przykład kiedy ona się przydała – lab w którym skanowałem negatywy ma jakieś dziwne kaliborowanie – w efekcie przy soczyście zielonych liściach ich zieleń jest niebieska :( więc koniecznie trzeba w szopie poprawić balans bieli i zrobić tam zieloną zieleń …
salvadhor
21 sierpnia 2006 at 19:37 |
Goście na statywach dla równowagi wieszają na wszelkich zaczepach obciążenie ( woreczek z piaskiem, reklamówka z zakupami, itp ). O ile się nogi nie rozjeżdzają, zdaje egzamin :)
empiryk
21 sierpnia 2006 at 20:43 |
ja taki hardcorowiec nie jestem – ten statywik, który mam jest taki, że jakby na nim dowiesić coś jeszcze, to złożyłby się na sam widok ciężarków :)
@marcin.kas
Właśnie dosłał mi maila, że kościółek o którym pisałem jest zapewne w Barwałdzie, a nie w Kleczy… Marcin pewnie ma rację. Nigdy tych miejscowości nie rozróżniałem ;( a jak zrobię zdjęcia, to pewnie wtedy zapamiętam, gdzie jest ten obiekt.
Craig
24 sierpnia 2006 at 11:26 |
Podczas przenosin na cyfrę pozostanę przy bagnecie A Minolty.
No tak, tylko że od kiedy wykupiło ich Sony nie bardzo można stwierdzić, co stanie się dalej z systemem — może być bardzo dobrze (Sony ma podpisane umowy z Carl Zeiss i wrócą ponoć Tessary, Planary itp.)
koszt optyki – tu: bardzo drogiej Nikonowskiej – to niestety nie wydoliłbym
Nie wiem, czy optyka Nikonowska jest taka droga — Nikon ostatnio cenowo obniżył loty (bo spadała im sprzedaż) i obecnie w porównaniu z Minoltą wychodzi podobnie, przynajmniej w przypadku obiektywów, które ja bym chciał, a poza tym jest więcej sprzętu z drugiej ręki. Dla porówniania:
Minolta 28/2.8 – 1149 PLN, Nikon 28/2.8D – 1075 PLN.
Minolta 50/1.7 – 520 PLN, Nikon 50/1.8D 535 PLN.
Poza tym, do portretu Minolta ma jedynie 85/1.4 (obecnie Sony 85/1.4 Carl Zeiss Planar T), które kosztuje pod 5000zł, natomiast Nikon poza 85/1.4D ma jeszcze obiektyw średniej klasy – 85/1.8D za niecałe 1500zł.
empiryk
24 sierpnia 2006 at 13:37 |
Co do przyszłości mocowania na bagnecie Minolty A – tego bym się nie obawiał: sam wskazałeś kluczowe fakty. Dodałbym ze swojej strony, że Sony kupując KonicaMinolta otrzymało sporą społeczność lojalnych klientów – tych z wyższej półki i sterowanie w kierunku zmiany mocowania byłoby zadaniem samobójczym – lepiej kusić ich nowymi korpusami i elektroniką niż wyżynać zmianą optyki. Jak ktoś ma optykę gotową, to chętniej kupi nowe body, prawda?
Ceny – och, cenami można jeszcze pożąglować :) ale mój punkt widzenia jest trochę inny, prostszy i mocno oszczędnościowy – mam kasę na nowe body Sony Alpha 100, ale nie mam na body plus optyka (coś do makro, coś do portretu i może jakiś extras z dłuższą ogniskową) – a to mam już tu i teraz, bez dokładania kasy. Tak to sobie mniej więcej wyobrażam ;)