Rozum odjęło temu idiocie? Aż mi szczęka opadła, gdy przeczytałem, co powiedział lewacki prezydent Francji w ramach obchodów inwazji aliantów 1944 w Normandii:
„Chcę wspomnieć również odwagę Niemców, także będących ofiarami nazizmu, wplątanych w wojnę, która nie była ich”
Po długim czasie w przyczajeniu, dorwałem w rozsądnej cenie aparat LOMO. I efekt na kliszy testowej kompletnie mnie zaskoczył – pozytywnie zaskoczył. To starożytne pstrykadełko nie dość, że świetnie się obsługuje, to poprawnie ustawione daje naprawdę ostre obrazy. Oto parę próbek:
Polska zaczęła w tym roku zmagania w siatkarskiej Lidze Światowej od dalekiego wyjazdu do Brazylii. To start z wysokiego „C”, bo Brazylia LŚ zaczęła już tydzień wcześniej i to od dwóch spektakularnych porażek na własnym terenie z Włochami (gospodarze tegorocznego Final Six Ligi Światowej). Canarinhos zapowiadali więc, że poprawią sobie nastroje pokonując Polaków. Miało to być tym łatwiejsze, że Polska reprezentacja przyjechała praktycznie w drugim składzie – bez filarów: Wlazłego, Nowakowskiego, Możdżonka, Winiarskiego i bez Kurka. Ta grupa odpoczywa. Nie było też najlepszego zawodnika tegorocznej Plusligi – Michała Kubiaka, który wypadł zupełnie ze składu z powodu kontuzji dłoni i który w sprzyjających okolicznościach co najwyżej wróci na tegoroczne Mistrzostwa Świata rozgrywane u nas w kraju.
Pojechaliśmy do brazylijskiego Maringo na pożarcie. Jedyną niewiadomą był tylko wymiar porażek, jakie mieli nam zafundować gospodarze występujący w najsilniejszym składzie. Pierwszy mecz rozegrany we czwartek zdawał się potwierdzać te prognozy – 3:0 dla Brazylii. Mecz w zasadzie rozstrzygnął znany z polskich parkietów, były gracz ZAKSy Felippe Fonteles.
Rozbijając nasze przyjęcie atomowymi serwisami, a potem dokładając bloki i ataki ze skrzydeł. Jednak postawa naszych siatkarzy w pierwszym meczu była już niespodzianką. Wyszli zmotywowani, ale bez zbędnego spięcia. W pierwszym secie prowadzili 18:12! Także w drugim secie mieli realne szanse na zwycięstwo. Kanarkowi jednak są zbyt doświadczoną ekipą – wygrywali końcówki, a w trzecim secie zdominowali Polaków.
Wczoraj, w niedzielę 27go, wyjaśnił się układ tabeli Plusligi. Cieszę się ze złotego medalu Skry Bełchatów – zasłużyli sobie w zupełności, podobnie jak Jastrzębski Węgiel. Dla Resovii srebrny medal w fatalnym stylu sportowym – stracony sezon i klapa.
Nowym Mistrzem Polski w siatkówce będzie Skra Bełchatów. Wróci na tron zrzucając z niego swojego niedawnego pogromcę – Resovię. Resovia przegrała u siebie drugi mecz finału Plusligi – teraz mecze przenoszą się do Bełchatowa i jest niemal pewne, że tam właśnie rywalizacja o złoto się zakończy. Obecny sezon jest kompletną porażką Resovii – srebrny medal należy traktować jako porażkę, a nie medal pocieszenia na koniec sezonu w którym najbogatsza drużyna siatkarska ponosiła klęskę za klęską. Świetny półfinał przeciw ZAKSie – półfinał, który przejdzie do historii ekstraklasy siatkarskiej – kosztował Resovię za wiele. Widać to było dobitnie we wczorajszym meczu: resoviacy grali zupełnie bez ikry. Pojedyncze dobre akcje były tylko słabymi wyróżnikami na tle marnej całości. W mojej ocenie zawiodła jakość przyjęcia – za często rozgrywający musiał dobiegać na 4 i dalej metr, więc gra stawała się przewidywalna, a Skra mogła stawiać skuteczny blok. Skra pokazała to, co ma najlepszego i wczoraj dało to zabójcze efekty – jak jest kłopot z przyjęciem, wystawiamy do Wlazłego i niech się dzieje wola nieba. Tym razem niebo sprzyjało Skrze i meczy był one-man-show w wykonaniu Wlazłego.