zatłuc frajerów inżynierów
- By Krzysztof Kudłacik
- In szosa
- With 13 komentarzy
- On 15 lut | '2007
Niech szlag trafi inżynierów łachudrów, którzy projektują samochody! Niniejszym proponuję, aby każdy zanim dostanie dyplom zdawał egzamin praktyczny – wystarczy np. wymiana przepalonej żarówki w reflektorze.
Wczoraj właśnie spaliła mi się w Almerze żarówka w prawym reflektorze. Bułka z masłem – to była tylko żarówka światła drogowego, więc przeprawa np. z kierunkowskazem nie groziła. Niby nic trudnego. Najpierw okazało się, że muszę zdobyć śrubokręt (płaski), żeby zdjąć gumową zaślepkę z tyłu reflektora. Wiktor ma podręczną skrzyneczkę – pardonsik: szufladę – z narzędziami. Zdjąłem zaślepkę, potem już z niejakim trudem odbezpieczyłem drut dociskowy mocujący samą żaróweczkę. Tu już zacząłem przeczuwać pismo nosem… Ale nic, pryncypialnie udałem się na sąsiednią ulicę i kupiłem standardowy halogen H7. Wyobrażacie sobie?! 20 (słownie: dwadzieścia) złotych!
Wracam do samochodu i rozpoczynam bój o założenie żaróweczki. I taki egzamin powinien przejść jakiś durny skośnooki japoniec, projektujący komorę silnika Almery. Niech go diabli! Miałem miejsce wyłącznie na włożenie rozprostowanej jednej dłoni między obudowę reflektora, a zasobnik (bodaj) na płyn hamulcowy. A tu przecież trzeba tą ręką pomanewrować ostro, bo jedną dłonią trzeba kontrolować żarówkę wkładaną do oprawy i drut dociskowy. Cała operacja trwała godzinę, usmarowałem się jak świnia po łokcie, drutem dociskowym rozchratałem sobie palucha, który dość mocno krwawił, ale wreszcie się udało.
I kto by pomyślał, że – niemal trywialna – wymina spalonej żarówki będzie kosztować tyle trudu i nerwów. Dotąd miałem okazje zmieniać żarówki w Fiacie 126p – zero problemu; w Folkswagenie Golfie (II) – jeszcze mniej problemu – genialnie wszystko dostępne w komorze silnika; oraz w Renault Clio (II). W tym ostatnim miało to miejsce jakąś zimą, kiedy temperatura na parkingu (gdzie zmieniałem żarówkę) opadła do kilkunastu stopni poniżej zera. Tu walczyłem najdłużej – także koszmarny dostęp i to zimno: zawleczka dociskowa sztywna, jakby zrobiona z grubego drutu zbrojeniowego, zgrabiałe ręce z których co chwilę ten drut wypada… Każdy, kto tego próbował, wie, że jak ten drut spadnie do komory silnika, to jest nie lada problem, jak go wyłuskać…
empiryk
3 stycznia 2009 at 18:39 |
Oczywiście, masz rację ;)
Piotr
17 listopada 2011 at 10:39 |
właśnie wymieniłem żarówki. Potwierdzam, z prawej strony jest o wiele trudniej (mało miejsca). Ale to oprócz zręczności kwestia rozmiarów :))
Ja mam drobne, chude dłonie i też w kilka minut się uwinąłem ale trochę zabawy z tym było. Przypuszczam, że większe łapska miały arcytrudne zadanie.