head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Busiarze to dranie

Szczerze nienawidzę busiarzy, czyli kierowców dowożących ludzi swoimi świetnymi „autobusikami”. To cholerne dranie. Potrafią zatrzymać się na środku skrzyżowania, bo ktoś wsiada/wysiada, zajechać ci drogę, bo im się śpieszy, skręcać bez włączonego kierunkowskazu, zatrzymywać się na poboczu oznaczonym ciągłą linią, zajechać i zablokować drogę podrzędną, bo tu akurat ciocia Stefa chce wysiąść, bo ma bliżej do domu … itd. itp.

piszem, bo muszem

Jak w tytule. Piszę właśnie jakąś obszerniejszą notkę o „Once Were warriors„, który zrobił na mnie silne wrażenie. Dawno nie oglądałem filmu o tak mocnej i przejmującej wymowie. Ale samo pisanie idzie jak krew z nosa :-( powody są dwa: pierwszy – naprawdę dawno nie pisałem recenzji; drugi – zabrałem się do tego w wolnych chwilach w pracy (jedni wolą papierochy lub ploty, a inni … co innego), co oczywiście nie sprzyja spokojowi myśli i biegłości pióra (klawiatury :-) ). Ale może się uda w ten weekend.

Małe piekło

Dziś wyszedłem z mieszkania na ulicę i poczułem, że dzien zaczął się źle. Z nieba wali ło się słońce, a powietrze było nieruchome i gorące. Nie miało ani śladu świerzości. Nie lubię takich chwil. Źle mnie to nastawia … Dzięki Bogu w pokoju mamy klimę. Ale w porze obiadowej i tak będzie trzeba wypełznąć na rozpaloną żarem ulicę.

Toczący się kamień

Fakt … Rolling Stones mają cztery dychy. Dinozaury wcielone. Pamiętam, że chyba pierwszą płytą, RS, którą odsłuchałem świadomie i celowo (wraz z nagraniem jej na kasetkę w magnetofonie marki „Grundig”) była „Under cover of the night„. Dziwna to była muzyka – Jagger i kompany wychodzi wtedy spod fascynacji soulem i elektrycznymi brzmieniami – byli w pół drogi do urzekającej prostoty i siły dominującej już w „Dirty Work„.

(więcej…)

Teatry uliczne

Wczoraj z rodzinką udałem się nocną porą na występ teatru ulicznego – „Teatr AKT”. Spektakl odbył się w ramach festiwalu teatrów ulicznych – Andrychów jest tu współuczestnikiem festiwalu w Krakowie i Jeleniej Górze. „AKT” jest grupą mimów z warszawskiej „Stodoły”. Wczoraj pokazali bajkę o żelaznym żołnierzyku na motywach Andersena. Dzięki Bogu deszcz przestał padać, tak, iż spektakl odbył się bez przeszkód. Były fajerwerki, wielkie maski, flagi, dymy, muzyka i tańce. W sumie dość udane widowisko, choć jak twierdzi Anetka (widziała dzień wcześniej inny występ innego teatru) – ten wczorajszy był jednak mniej atrakcyjny i były w nim dłużyzny. No nic … mnie się podobało. Dzieciarnia, którą wzięliśmy ze sobą też była usatysfakcjonowana

(więcej…)

Ale jazda

Wczoraj z Arkiem graliśmy na Olszy w tenisa. Kort nr 9 tuż przy drzewach był wyśmienity – byliśmy osłonięci od promini słonecznych. I to był chyba pierwszy mecz w tym sezonie, który sprawił mi niesamowitą frajdę. To była ostra jazda. Powietrze gorące jak zupa z podłej garkuchni, a do tego jednak powiewy zefirka. Walczyliśmy z pełnym zaangażowaniem. Pierwszy set był dla Arka – 6:3. W drugim miałem przewagę i wygrałem 6:1. Najbardziej ubawiło mnie moje ogromne zaangażowanie – walczyłem niemal o każdą piłkę … wybiegałem się jak jakiś wariat: byłem mokry jak po prysznicu. Ale los jest niesprawiedliwy :-( kiedy już pod koniec rozgrywki po wymianie piłek przy siatce Arek chciał mnie przelobować i ruszyłem w pogoń za piłką … odbiłem ją z głębokiego obrotu na ugiętych nogach; niestety byłem zbyt rozpędzony i po odbiciu piłki rzuciło mnie na kolano (lewe, obrotowe) i wtedy zadziałało ciało – odruchowo wykonałem stndardowy pad z przewrotem w przód i powstaniem do pozycji na ugiętych nogach; nawyki, behawior są zabawne :-) szkoda tylko, że z judo rozstałem się 12 lat temu. A przygodę z tenisem zacząłem. Jak to się ten sport przeplata jeden z drugim. Los jest niesprawiedliwy, bo nie dość, że moja obrona była autowa, nie dość, że Arek pilnując mojego odbicia nie zobaczył tej akrobatycznej parady, to jeszcze na dodatek – poniważ cały byłem mokry – lądowanie na korcie spowodowało, że zamieniłem się w znacznym stopniu w kotlet panierowany mączką cegalstą ;-)

(więcej…)

Komunikacja

Chyba już wiem, w czym rzecz. Oto zapominam o jednym – że tak naprawdę komunikacja ze mną na istotnie interesującym kanale dostępna jest :-) po przegadaniu wielu, wielu godzin na tematy rozmaite. Naprawdę niewielu ludzi miało okazję tego doświadczyć. Więcej – jednostki tylko miały chęć zrozumienia tego, co i dlaczego usiłuję przekazać. Zapewne z różnych względów mogę się wydać trudny do zaakceptowania. Jakoś często wypada, iż działam jak urządzenie pracujące w trzech trybach: (a) całkowite odrzucenie (oj zupełnie się nie dogadamy, oj nie …), (b) porozumiewamy się codziennie i to działa na poziomie operacyjnym (potoczność, oj potoczność skrzeczy, szaro-bura …), (c) to jest to – pełny kontakt.

(więcej…)

Nie róbcie tego

Krótkie żołnierskie słowa: nie popijajcie piwem sałatek śledziowych.Wujek Dobra Rada